Polskie żeglarstwo startowało wraz z odzyskaniem niepodległości (cz. 5)

środa, 12 listopada 2014
Zbigniew Klimczak
WSTĘP

Tak się złożyło w naszej trudnej historii Polski, że historię polskiego żeglarstwa zaczęliśmy „pisać” wraz z odzyskaniem Niepodległości, a nawet ciut wcześniej.

Żmudnej pracy opisania tej historii podjęli się Aleksander Kaszowski i Zbigniew Urbanyi w monumentalnym dziele „Polskie jachty na oceanach” Polskie jachty na oceanach[Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1986]. Nieżyczliwi, jakich w Polsce zawsze jest pod dostatkiem, zarzucali autorom serwilizm wobec władz PRL. Rzeczywiście, w słowie „Od Autorów” czytamy w pewnym miejscu: Poparcie władz i szeroki dostęp do morza stworzyły zupełnie odmienne warunki rozwoju sportu żeglarskiego (!). A jak Szanowni Autorzy mieli sobie zapewnić przychylność cenzury i wydanie tak obszernej książki?! Już kawałek dalej używają eufemizmu ...mimo przejściowych trudności (!). Ci, którym dane było żyć w tamtych czasach wiedzą, co się kryło za tym określeniem! De facto dopiero 3 lata po śmierci J. Stalina nastąpiła odwilż w sprawach żeglarstwa, a w 1959 roku uruchomiono drugi, po Jastarni, ośrodek szkoleniowy PZŻ w Trzebieży. Miałem „przyjemność” napełniać sienniki słomą na rozpoczęcie I turnusu w lipcu 1959 r.

W książce utrwalone zostały osiągnięcia polskich żeglarzy i polskich jachtów. Wspomniana książka jest niedostępna, a rosną kolejne pokolenia, dla których historia dokonań polskich żeglarzy jest białą plamą. W 2004 r. minęło 80 lat od zarejestrowania Polskiego Związku Żeglarskiego i z wielką pompą przygotowywano to jako 80-lecie tego związku. Sugerowałem, aby z tej okazji wznowić to wydanie - bezskutecznie. Wmawiano nam, że Jubileusz PZŻ jest tożsamy z historią polskiego żeglarstwa. Wielka szkoda, bo kto czytał tę książkę, przekona się, że historia związku a historia żeglarstwa to dwie różne sprawy i musi pochylić czoła nad skalą gigantycznej pracy jaką wykonali Autorzy. Szkoda, że wiele pokoleń żeglarzy nie ma do niej dostępu. Dalej nie tracę nadziei, że jednak druk zostanie wznowiony. Mamy teraz 90-lecie, a za 10 lat okrągłe stulecie! Może?

Korzystając z tej pozycji literatury żeglarskiej, dokonując wyboru najważniejszych wydarzeń i z konieczności - olbrzymich skrótów, postanowiłem dla tych, których to interesuje, napisać co niżej. Macie wolny wybór, bo były czasy kiedy znajomość historii polskiego żeglarstwa była obowiązkowa na egzaminie. Od tego czasu chyba datuje się niechęć młodzieży do zapoznawania się z historią :) Kto potrafi dotrzeć do książki, gorąco polecam i zacytuję na koniec wstępu słowa Autorów: Chcielibyśmy, aby ten przegląd naszych żeglarskich osiągnięć na morzu przypomniał o radości i pełni życia, jakie znaleźć można pod żaglami, przypomniał o tych cechach charakteru, które wyrabia żywioł morski – o odwadze, przytomności umysłu, szybkiej orientacji, poczuciu koleżeństwa, czasami autentycznej przyjaźni, wreszcie o uporze i cierpliwości.

Autorzy piszą na koniec: Rozrosło się i okrzepło nad podziw to nasze morskie żeglowanie. Coraz trudniej będzie znaleźć trasę pionierskiego rejsu. Niedługo będzie to niemożliwe. Wówczas zaczniemy pływać śladami naszych poprzedników.
Nie szkodzi – tak naprawdę to najważniejsze jest samo żeglowanie.
To do Was, drogie Koleżanki i Koledzy, młodzi żeglarze, a nawet zaliczki na żeglarzy!
Czytajcie i idźcie śladami swoich wielkich poprzedników.



Opracował na podstawie książki „Polskie jachty na oceanach” Aleksandra Kaszowskiego i Zbigniewa Urbanyi (odszedł na Wieczną Wachtę) i obszernych skrótów dokonał
Zbigniew Klimczak


Uwaga: wszystkie mapki, zdjęcia oraz oryginalne teksty pochodzą z tej książki. Na publikację tej formy przypomnienia o historii wyraził zgodę współautor, Pan Kapitan Aleksander Kaszowski, za co Mu w imieniu nas wszystkich serdecznie dziękuję.
Zbigniew Klimczak

Odcinek V

Islandzkie rejsy

Teraz w wielkim skrócie omówmy wyprawy do lodów dalekiej Północy, bo one dały początek i doprowadziły w ostatecznym efekcie do bodajże najsłynniejszej polskiej wyprawy w historii światowego żeglarstwa - próby Przejścia Północno-Zachodniego przez jacht „Gedania” i kapitana Dariusza Boguckiego. Ale o tym potem. Historia wypraw polskich żeglarzy na północ sięga 1959 r. Jacht „Witeź II” z czteroosobową załogą na pokładzie. 13 maja tego roku wyruszają w daleki rejs do Reykjaviku.

Witeź II

Poprzedni rejs z powodu późnego wyjścia i braku wody nie pozwolił żeglarzom na osiągnięcie celu i po roku ponawiają próbę. Wyprawą dowodzi kapitan Emil Żychiewicz. W załodze są Ludomir Mączka i Stanisław Tomaszewski oraz Marita Gerlach. „Witeź II” był pierwszym polskim jachtem, który dotarł do wyspy mgieł i huraganów, i jednym z nielicznych, które tam dotarły.

Witeziem do brzegów Islandii

Wziąwszy pod uwagę rejon żeglugi, możemy sobie doskonale wyobrazić trudności na jakie natrafili żeglarze. (Emil Żychiewicz, Najdalej na północ „Żagle” 1961 r, nr 2 –3).

Jako zdecydowanemu zwolennikowi tezy, że zaraz po żeglarstwie ważne jest jedzenie, pozwolę sobie przytoczyć, dla odprężenia, menu jednego z obiadów: zupa grzybowa, jajecznica z tuszonką (kto pamięta, co to tuszonka?) , naleśniki z sokiem i herbata z keksami!

Nim doszło do konsumpcji tego wspaniałego obiadu, po okresach kiepskiego wiatru, 29 maja dopada ich sztorm, a jacht idzie tylko pod apslem. Postawienie tego żagla to jest ostateczność, a dla załogi czasem myśl: już nigdy więcej!

Po paru dniach następny sztorm i jego minięcie to właśnie okazja do opisanej wyżej uczty. Następuje pewien krytyczny moment, o którym kpt. i załoga dowiadują się dopiero na miejscu. 5 czerwca, aby skrócić drogę do Zatoki Mgieł, poszli pomiędzy skałami i rafami Eldey, a półwyspem Reykajnes, co pozwoliło im zarobić sto kilkadziesiąt mil. Potem dowiedzieli się o nieoznaczonych rafach, zmiennych prądach i statkach, które tam zakończyły żywot.

Do Reykjaviku wchodzą w dniu 5 czerwca, gdzie spędzają kilka dni serdecznie goszczeni, a przede wszystkim podziwiani przez znających fach tubylców, po czym ruszają w drogę powrotną. W niedzielę 12 lipca po pokonaniu 3767 mil zakończyli rejs, w którym po raz pierwszy została zaniesiona polska bandera sportowa do stolicy Islandii. Jeszcze jednym rzadkim wydarzeniem upamiętnił się ten rejs. Kapitan Żychniewicz wspomina: "...nagle uświadamiam sobie, że przez dwa miesiące nikt z nikim się nie pokłócił. Nie przeżyliśmy ani jednej tzw. personalnej awantury!z'

Islandia po raz drugi

W sześć lat od poprzedniej wyprawy, 26 maja 1965 r., z Jachtklubu Stoczni Gdańskiej wypływa niespełna 10 metrowy „Kismet” („Przeznaczenie” w tłumaczeniu).

Kismet

Kapitanem jest Wojciech Orszulok, w załodze Dariusz Bogucki, Daniel Czekaj i Lech Wieczorek. Tak jak wszystkie rejsy, tak i ten jest pełen znoju, trudu i niebezpieczeństw i jak zawsze namawiam do sięgnięcia do pełnych opisów, jeśli tylko uda się dotrzeć do książki – źródła. 23 czerwca „Kismet” zawija do Rejkjaviku. Po zwiedzeniu wyspy i zawarciu wielu cennych znajomości, 28 czerwca ruszają w drogę powrotną. Sztormowa pogoda nie pozwala im na realizację drugiego celu, tj. okrążenia wyspy wikingów. 22 lipca „Kismet” wszedł do Helu po przebyciu 3940 mil.

Po pięciu latach kpt. Wojciech Orszulok dokończył to, czego nie udało Mu się dokonać w tym rejsie. O tym dalej.

„Euros” pierwszy okrąża Islandię

W 1966 r. grupa entuzjastów z klubu bydgoskich kolejarzy rzuca pomysł wybudowania w czynie społecznym w pełni oceanicznego jachtu. Konstruktorem jest inż. Henryk Kujawa. Już 22 lipca 1967 r. jacht wypłynął w swój pierwszy rejs. Spisywał się znakomicie (jak i inne jachty tego typu: Mestwin, Freya, Alf, Odkrywca, Gwarek, Asterias, Carbonia) i nic dziwnego, że kapitan Wojciech Orszulok zaproponował bydgoszczanom rejs dookoła Islandii.

Grenlandia

Po odpowiednich przygotowaniach jacht z załogą: I oficer - Aleksander Kaszowski, II oficer - Edmund Bagniewski, III oficer - Zbigniew Urbanyi, Edmunt Kubicki – bosman i lekarz wyprawy, Władysław Rzeszutek, w dniu 8 czerwca 1968 r. wypływa w rejs. Po obfitującej w groźne momenty żegludze w dniu 6 lipca cumują w małym porcie Raufarhőfn. Zaproszeni przez kapitana napotkanego tam statku pasażersko-towarowego dowiadują się, że nikt dotąd w Islandii nie pamiętał tak surowej zimy i tak niekorzystnych warunków lodowych latem. Ostatni taki przypadek zablokowania przez lody przejścia między Islandią i Grenlandią zdarzył się w 1867 r. Kapitan stanowczo odradzał pomysł okrążenia wyspy, a zważywszy, że jacht nie miał silnika, dawał im szansę jedną na tysiąc. Postanowili tej jednej szansy poszukać. Wychodzą na Morze Grenlandzkie, towarzyszą im sztorm, mgły i deszcze oraz przeciwny wiatr.

Euros

Pracowicie halsując osiągają port rybacki Siglufjőrdhur, gdzie kapitan w razie nie ustąpienia lodów miał zamiar poczekać na poprawę warunków. Mieszkańcy miasteczka nie mogli uwierzyć, że jacht bez silnika dokonał takiego wyczynu. Załodze wręczono odznakę honorową Sjőmanadur, przyznawaną normalnie za 25 lat pływania po morzach Arktyki, tak wysoko oceniono wyczyn Polaków. Równocześnie otrzymują wiadomość o tym, że lody odeszły, więc natychmiast ruszają w dalszą drogę.

Ciężka to była droga pod każdym względem.

Wreszcie to co było niemożliwym, stało się faktem. 16 lipca zawijają do Rejkjaviku – Islandia została opłynięta! Po raz pierwszy w historii światowego żeglarstwa – przez polski jacht bez silnika. 20 lipca ruszają w drogę powrotną i bez zawijania do portów pokonują prawie 2000 mil, aby 13 sierpnia stanąć w Górkach Zachodnich. Ogółem zaliczyli 4596 mil.

Biało-czerwona jeszcze kilkakrotnie miała zawitać na Islandię. W 1970 r. kapitan Andrzej Rościszewski ponownie opływa Islandię na jachcie „Śmiały”. Przez 48 godzin trzymało ich przy Hornie w sztormowej żegludze na wiatr (to północny Horn, mniej znany od swego imiennika z południa Ameryki.).

W 1972 r studenci z Łodzi na „Josephie Conradzie” pod dowództwem kapitana Tomasza Zydlera okrążają Jan Mayen i Islandię (o rok wcześniej kapitan Dariusz Bogucki tylko dotarł do wyspy).



Rejs rozpoczął się 15 maja, a zakończył 19 lipca. Przebyli 5500 mil i ustanowili swoisty rekord - tylko 92 godziny na silniku. Dotarli w pobliże wschodnich wybrzeży Grenlandii jak nikt z Polaków przedtem. Odnotować należy jeszcze rejsy takie jak rejs „Opala” do Reykjaviku, „Konstanty Maciejewicz” dookoła Islandii czy „Roztocze” na północnym Hornie.

„Roztocze”, piękny i dzielny jacht z Lublina. Jacht odbył dwa rejsy na północ, w odstępie 5 lat. Ostatni w 1976 roku pod dowództwem kpt. Kazimierza Goebela. Wyprawy na Islandię zawsze spotykały się z problemem, czy oprócz jej osiągnięcia uda się ją okrążyć. O tym zawsze decydowała aktualna pogoda. Tak było i tym razem. 22 czerwca jacht zacumował w Akureyri i tam uwierzyli, że okrążenie jest możliwe. Stemplują pocztę po raz pierwszy specjalnym datownikiem

S.y. „Roztocze” - around Iceland

8 lipca cumują w Świnoujściu.
TYP: a3
0 0
Komentarze