O obyczajności i ubóstwie słownika na śródlądziu i na morzu

środa, 2 lipca 2014
Niedawno opublikowaliśmy cieszący się dużym zainteresowaniem naszych Czytelników artykuł o dobrych obyczajach i etykiecie żeglarskiej. Podobny problem został poruszony niedawno na portalu Jerzego Kulińskiego. Treść poniżej. Zachęcamy do dyskusji.

Miotają mną różnorakie uczucia:
- wstydu i smutku
- bezradności,
- dumy... że jednak żeglarze w zaufaniu powierzają mi swoje przemyślenia.
---------------------
Niedawno przekonywałem Was o bezsensie skompromitowanych rygorów (rozpaczliwy żart Marka Zwierza) i że ostracyzm jest już tylko naszą ostatnią formy obrony.
Jacek Chabowski liczy, że czasami może skutkować - zawstydzenie.
Schamienie stało się powszechne. Ale może przynajmniej w żeglarskim światku napotka najtwardszy opór.
Że niby jestem naiwny ? Że to przecież teraz normalny język władzy ?
A może byśmy się postawili sztorcem ?
A może taka postawa stanie się modna ?
Pamiętacie przysłowie - wszystkich dam .... ale starać się należy.

Żyjcie wiecznie !
Don Jorge



Drogi Jorge,

Mazurom nigdy nie odpuszczam i właśnie wróciłem ze słodkowodnego rejsu. Do dyskusji na temat kultury na wodzie wtrącam swoje 3 grosze.
1. Po wyjściu z kanałów staję na kotwicy pod Szymonką. Szkwał z deszczem postanawiam wykorzystać na spożycie obiadku. Z kabiny słyszę dziwne „kwiczenie” na zewnątrz. Wyglądam i widzę jacht kładący maszt bez odczepionego bomu. Słychać meldunek załoganta „maszt nie chce zejść”. Załoga wspólnymi siłami zmusza go do położenia się. Na kanałach kilkakrotnie spotykam łodzie z bomami wystającymi daleko poza burtę.
2. Po przeżyciu solidnego wiaterku na Śniardwach halsując pod wiatr wchodzę w tzw. Przeczkę. Z drugiej strony wchodzą dwa pasażery Żeglugi Wielkiej. Płyną równolegle do siebie jak trałowce i trąbią na płynące pod wiatr łódki. Łódkę mam bardzo „sprytną”, więc wyliczam tak zwroty, aby śliznąć się przy trzcinach zamiast uciekać z powrotem.
O tradycyjnym chamstwie żeglarzy na śluzie w Guziance szkoda wspominać. Z reguły jadę na śluzę jadę wcześnie rano, jako pierwszy. Tym razem wypadło w południe i przypomniałem sobie „stare czasy”.

Pozdrowienia z mieleckiej kei,
Bogdan Kiebzaki

---------------------------------------------------

Witaj Don Jorge!

W ostatnim czasie mamy kolejny gorący temat pt. podsłuchy i styl konwersacji na wysokich szczeblach. Nie o tym jednak, zostawmy to dziennikarzom, z czegoś muszą w końcu żyć. Kilka słów na temat komunikacji codziennej, ale tej o drobinę oficjalnej, żeby nie powiedzieć urzędowej. Aby nie było, że się na kogoś uwziąłem, nie będę podawał tutaj danych gdzie i kiedy przytoczone sytuacje miały miejsce.

Wpłynąłem do mariny, cumuję i udaję się do bosmana (o tym, że nie ma żadnych wskazówek, gdzie goście mogą stanąć swoją łódką, nie muszę chyba wspominać, bo znamy naszą rzeczywistość).
- Dzień dobry, chciałem zgłosić swoje wejście do mariny.
- Gdzie pan stanął?
- O, tam przy tej wolnej kei.
I teraz muszę operować skrótami:
- K…!, K….!, gdzie żeś pan stanął? Tam k….a nie wolno! Na jak długo?
- Do jutra.
- No dobra k… już tam zostań.

Inny przykład, tym razem moim rozmówcą był pan w mundurze (nie ważne w jakim):
Jestem na podejściu do mariny, podpływa duża, urzędowa motorówka i wychodzi pan w mundurze na pokład i:
- K…!, K…!, K….! (trzy razy, to chyba z racji wyższego stopnia), panie gdzie się pchasz? Teraz tam nie wolno, pokazy są!
Dodam, że kanał 16 i danego portu cały czas na nasłuchu i jakoś ostrzeżeń o czasowym zamknięciu tej części akwenu nie było. Miałem do główek jakieś 200m i żadnego ruchu w promieniu 1 mili nie było (może tam była łódź podwodna ale chyba za płytko).

Ale nie o tym. Jak pisałem na wstępie, chodzi formę. Dlaczego często się zdarza, że ktoś, kto posiada odrobinę władzy musi podkreślić jej moc takim językiem i nastawieniem? Zdaję sobie sprawę, że każdy ma jakieś emocje, ale będąc na służbie, a nie w ogródku piwnym z kolegami, trzeba nad sobą panować. Tego pana bosmana i bohatera drugiego przykładu widziałem pierwszy raz na oczy. Czy ja im mieszkanie zalałem? Kolejna sprawa, zarówno u bosmana, jak na łódce były ze mną inne osoby (także obcokrajowcy), którzy bez wątpienia zrozumieli, że użyty język do literackich nie należy, a o słowiańskiej gościnności już nie wspomnę.

Jeszcze jedno na zakończenie - o służbie. Miałem kiedyś epizod wojskowy i pamiętam, jak jeden z oficerów, takich chciałoby się powiedzieć przedwojennych, bardzo nas karcił za wszelkie wulgaryzmy jakich używaliśmy będąc w mundurze, a tym bardziej z czapką z orzełkiem na głowie. Zawsze mówił, że przeklinać to oczywiście możemy, ale nie w mundurze, bo to brak szacunku do narodowych symboli i przez to do ojczyzny. Jest jeszcze aspekt służby. Chyba każda formacja mundurowa w swoich statutach, kodeksach czy regulaminach ma w pierwszych punktach zapisy o ich służebnej roli. Jak się to ma do codziennej rzeczywistości? Kto jest dla kogo? „Oto jest pytanie!”

Oczywiście nie jest tak, że każde spotkania z władzą mniejszą lub większą tak wyglądają. Mam w pamięci wiele wręcz przeciwnych przykładów, ale to jednak nie znaczy, że należy tolerować zachowania, których przykłady przytoczyłem wyżej.

Rada: jak się spotkacie z taką reakcją, to proponuję spokojnie zapytać: dlaczego pan do mnie tak brzydko mówi? Jak uda się Wam to spokojnie wypowiedzieć, to po drugiej stronie najczęściej następuje konsternacja i ton się zmienia.

Pozdrawiam serdecznie
Jacek Chabowski
s/y "Polled 2"

Źródło: www.kulinski.navsim.pl
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 29 marca

S/y "Stary" z załogą Śląskiego Yacht Clubu pod dowództwem Jacka Wacławskiego opłynął Przylądek Horn; w trakcie rejsu "Stary" m.in. odwiedził Stację im. Henryka Arctowskiego.
sobota, 29 marca 2003
S/y "Asterias" pod dowództwem kapitana Marka Sobieskiego opłynął Przylądek Horn.
wtorek, 29 marca 1988