TYP: a1

Jak „upgradować” łódkę?

środa, 21 września 2016
Anna Ciężadło
Łodzie, podobnie zresztą, jak samochody, są czymś więcej, niż tylko środkami transportu. Co prawda, pozostaje kwestią sporną, czy posiadają „duszę” (bo osobowość na pewno), ale z pewnością budzą sporo sentymentów i mimo możliwości wymiany na lepszy model, raczej niechętnie się z nimi rozstajemy – a jeśli już, to staramy się oddać swój skarb w dobre ręce.

Niekiedy jednak, mając ukochaną, ale starą łódź, można ją trochę „upgradować”, czyli dodać to i owo... na przykład zgrabną lodóweczkę. OK, w dzisiejszych łodziach to już standard, ale sami wiecie, jako drzewiej bywało. Oczywiście, lodówka lodówce nie równa – na co więc powinniśmy zwrócić uwagę, by wybrać najlepszy dla nas model?



Przede wszystkim, uniwersalność

Istnieją na świecie ludzie, którzy muszą mieć wszystko poukładane, ponumerowane i posiadają wyłącznie rzeczy, przeznaczone do bardzo konkretnych zadań (w przeciwnym razie, kto kupowałby te wszystkie urządzenia do krojenia ananasa, albo wymyślne końcówki do odkurzaczy?). Żeglarze jednak najczęściej znajdują się na przeciwnym biegunie rynku i lubią korzystać z rozwiązań typu „pięć w jednym”, a jeśli to możliwe, to nawet 1000 w jednym. Poniekąd jest to wynikiem ograniczonej przestrzeni łodzi, a poniekąd doświadczenia i zdrowego rozsądku. OK, i co to ma wspólnego z lodówką?
Otóż, bardzo wiele. Często zdarza się tak, że albo jedzenie na rejs przewozimy jeszcze z domu (w końcu, kto nam zrobi takie pyszne gołąbki, jak babcia, no kto?), albo, kiedy wreszcie dojedziemy nad jakąś wodę, to jeszcze z dzień – dwa zamarudzimy na brzegu, albo, już zupełnie po rejsie, wybierzemy się gdzieś na grilla.

lodówka na jacht

I czy nie byłoby fajnie (i wygodnie!), gdyby nasza „jachtowa” lodówka była z nami w każdej z tych sytuacji? Takie rozwiązanie pozwoliłoby nie tylko utrzymać w świeżości babcine specjały, ale też delektować się chłodnym piwkiem przy ognisku, a nawet wyprodukować lód do drinka. Wybierając lodówkę, warto więc zwrócić uwagę na rodzaj prądu, jakim żywi się dany model, by można było używać go i w domu, włączając do zwykłego gniazdka, i w samochodzie, no i oczywiście na łodzi.

Deficyt miejsca

Łódki tak już mają, że niezależnie od rozmiarów, zawsze są trochę za ciasne. Miejsca jakoś nigdy nie jest za dużo, dlatego idealna lodówka to również taka, która nie zajmie połowy mesy i zgrabnie zmieści się w jakiejś małej i niewygodnej przestrzeni. Czyli będzie, jak to mówią producenci, „kompaktowa”.

lodówka


Oczywiście, często skutkuje to również mniejszą pojemnością, ale niektóre firmy oferują lodówki sprytnie „przycięte” w taki sposób, by optymalnie wykorzystać niewielką przestrzeń i, mimo wszystko, pomieścić całe dobro, jakim zamierzamy się żywić.
Ciekawym rozwiązaniem, zwłaszcza w kwestii mniejszych łódek, są także lodówki szufladowe - zajmują naprawdę mało miejsca i dają możliwość umieszczenia ich w miejscach, o jakich się nie śniło nie tylko filozofom, ale też konstruktorom łodzi, ani nawet lodówek.

lodówka

Jeśli natomiast lubimy majsterkować przy naszej łódce, albo po prostu lubimy ciekawe rozwiązania, możemy pokusić się o kupno samego „serca” lodówki, czyli agregatu, przeznaczonego do samodzielnego montażu. I tu mała uwaga – jeśli zdecydujemy się na taki właśnie model, koniecznie należy przeczytać instrukcję (sorry), a jeśli żywimy wrodzoną niechęć do tego typu lektur, to przynajmniej porządnie zaizolować całe ustrojstwo. Tzn. oczywiście, lodówka poradzi sobie jakoś i prawdopodobnie będzie działać nawet źle zaizolowana, z tym, że zużyje nam znacznie więcej prądu, a raczej nie o to nam chodzi, prawda?

Apetyt na energię


A skoro o energii mowa – na wodzie energooszczędność to priorytet. Serio. Oczywiście, na lądzie też jest to istotny parametr, ale tam skutki zakupienia energożernych sprzętów najwyżej przyprawią nas o mały zawał, kiedy zobaczymy rachunek za prąd.



Jeśli natomiast zabraknie nam energii podczas rejsu, to i piwko się zagrzeje, i mięsko zepsuje, nie wspominając już o humorach. Warto więc przed zakupem poświęcić cenne pięć minut na przestudiowanie specyfikacji danego modelu. Generalna zasada jest taka, że lodówki sprężarkowe są bardziej oszczędne, niż termoelektryczne - średnie zużycie prądu przy utrzymywaniu temperatury, powiedzmy 4-6*C wewnątrz lodówki, to ok. 4A przy lodówce termoelektrycznej i ok. 0,7A dla lodówki sprężarkowej (tu agregat pracuje tylko ok. 10 min w ciągu godziny, stąd tak zadowalający wynik).

Jak można się spodziewać, bardziej oszczędna lodówka będzie trochę (może nawet znacznie) droższa; jednak warto dobrze skalkulować koszty, biorąc pod uwagę takie parametry, jak ceny paliwa i wydajność akumulatorów, ilość dni, jakie mamy zamiar spędzać na wodzie, no i oczywiście cenę urządzenia. Może się okazać, że droższy, ale bardziej energooszczędny model, to nie będzie wydatek, tylko inwestycja - ale oczywiście może się okazać dokładnie odwrotnie, więc bądźmy ze sobą szczerzy w kalkulacjach.

Kalkulacja na chłodno czy na zimno?

Co bardzo ważne, przy okazji przeliczania zysków i strat, spróbujmy oprzeć się pokusie kupienia sprzętu z hipermarketu, zrobionego w garażu gdzieś na chińskiej prowincji, na zlecenie firmy „krzak”. Tak, sprzęt tej klasy będzie kosztował tyle, co czteropak piwa (no, może dwa) i... być może nawet cały czteropak nam schłodzi. Z tym, że niekoniecznie.

Podstawowa różnica pomiędzy tym, co możemy zakupić na marketach (czyli lodówką termoelektryczną), a prawdziwą lodówką ze sprężarką polega na wydajności chłodzenia: jeśli wypełnimy lodówkę termoelektryczną piwem, to - być może - za 24h będzie ono zadowalająco chłodne (z tym, że lodówka pobierze w tym czasie jakieś 120Ah z akumulatora).

Natomiast lodówka sprężarkowa schłodzi to samo piwo do temp. 4-8*C w ciągu jakichś 2h, zużywając przy tym ok. 6Ah (zakładając, że agregat ciągle pracuje).

Pomijając jednak kwestię ciepłego piwa - pamiętajmy, że lodówka termoelektryczna nigdy nie schłodzi niczego do temperatury poniżej 1*C, natomiast lodówka ze sprężarką może, w zależności od wersji, osiągnąć od -12*C do -22*C. Czyli, mówiąc prościej, z użyciem sprzętu z marketu nigdy nie uzyskamy lodu - żegnaj więc, whisky on the rocks; to znaczy, whisky zostaje, tylko z rocks mamy wodę. Ale co tam, sake też pije się na ciepło ;)



Tagi: lodówka, jacht, łódź, sprzęt
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 29 marca

S/y "Stary" z załogą Śląskiego Yacht Clubu pod dowództwem Jacka Wacławskiego opłynął Przylądek Horn; w trakcie rejsu "Stary" m.in. odwiedził Stację im. Henryka Arctowskiego.
sobota, 29 marca 2003
S/y "Asterias" pod dowództwem kapitana Marka Sobieskiego opłynął Przylądek Horn.
wtorek, 29 marca 1988