ALBORAN POLECA Kapitańska baba a autorytet przywódcy

wtorek, 13 października 2015
kpt. Krzysztof Sieradzki
Relacje z bliskimi a relacje z załogą

- Paaaweeeeł… - słychać piskliwy głos spod pokładu – podaj mi majtki. I skipper Paweł odrywa się od plotera w kokpicie, rzuca do relingu przy nadbudówce, by odpiąć stringi i znieść je pod pokład i usłużnie podać swojej wybrance serca.



licensed under CC0

Bywa, że przysłowiowa kapitańska baba też chce popłynąć na rejs. I płynie. Jak jest żeglarką i zna się na rzeczy, spełnia swoje obowiązki tak jak wszyscy członkowie załogi, to wszystko jest w porządku. Ale jak jedyną jej kompetencją jest bycie kapitańską babą, może być różnie.

Skipper to człowiek, który w swoich rękach ma życie i zdrowie załogi. Pożądane, gdy jest otoczony szacunkiem, ma posłuch wśród uczestników rejsu. Zwyczajowe nie imanie się pewnych prac (np. kambuzowych) przez kapitana, a wykonywanie pewnych zastrzeżonych tylko dla niego (częste przesiadywanie w nawigacyjnej nad mapami) stwarza atmosferę tajemniczości i wpływa dodatnio na budowanie autorytetu. Najwyraźniej to widać w chwilach trudnych. Nieraz, na wzburzonym morzu, gdy część załogi złożona chorobą morską nie nadaje się do pracy, trzeba nagle coś zrobić. Dowiązać zerwane w sztormie szoty, skręcić wantę, zabezpieczyć tratwę ratunkową przed niepotrzebnym zwodowaniem… Wtedy kapitan idzie na pierwszą linię. To momenty, w których można budować swoją silną pozycję.

A jakie wrażenie sprawia kapitan, gdy na oczach całej załogi opleciony ramionami kapitańskiej baby zajmuje swoje myśli, zgoła nienawigacyjnymi sprawami? Jeszcze to „podaj mi majtki”. A może posłusznie podrepcze za nią z ręczniczkiem, bo zapomniała go w drodze pod prysznic? Może po chwili wróci po podpaskę?

Bywa, że kapitańska baba nic nie potrafi lub nie chce zrobić nic na pokładzie. W chwili lekko stresującej znika pod pokładem, zajmując się zmywaniem ostatniego talerza, po nie swojej wachcie kambuzowej, zamiast znaleźć się dzielnie na swym stanowisku, obsługując odbijacz manewrowy lub cumę rufową. Najważniejszą kobietą w gronie kobiet jest ta, której facet stoi najwyżej w hierarchii facetów. Zawsze żony generałów są wyżej od żon oficerów, a te od żon podoficerów. Splendor mężczyzny spływa na kobietę, dając jej pozycję w grupie. Odwrotnie to nie działa. Facet „kapitany”, przez sam ten fakt, raczej traci u facetów. Ale to inny temat. Kapitańska baba ma wielką pokusę pokazania, że jest na pozycji uprzywilejowanej z racji pozostawania w sytuacji zażyłości z kapitanem. Nikt nie zechce wejść z nią w konflikt, gdyby nie miała ochoty zająć się swoją wachtą kambuzową. Może nie umieć obłożyć cumy na knadze, a nikt jej nie zechce pouczyć czy nawet skłonić do zagęszczenia ruchów. Może migać się od swojej kolejki za sterem, bo jej wolno. Pokusa pełnienia roli „świętej krowy” jest wielka, bo im bardziej „święta”, tym ważniejsza. Kapitan jej nie „opieprzy”, bo to jej facet, a inni się nie odważą w jego obecności.

Pierwszą implikacją tego stanu rzeczy mogą być ukryte niesnaski w załodze. Kapitan może nawet nie usłyszeć cichych szemrań i utyskiwań na nierówność traktowania. Nie jest chyba dobrze, jeśli w grupie pojawią się równi i równiejsi. Możemy potraktować ten tydzień rejsu na zasadzie „jakoś to będzie” lub „muszą się z tym pogodzić” albo, jeśli nam zależy na dobrej atmosferze i późniejszych relacjach, mieć świadomość zjawiska i z rozmysłem nim sterować. Jeśli więc chcemy, żeby było miło i sympatycznie, użyteczne jest ułożyć takie relacje z kapitańską babą, by nie było najmniejszego podejrzenia o „nepotyzm”. Niekoniecznie musimy od niej wymagać, by podnosiła swoje kwalifikacje żeglarskie, by była dzielniejsza od innych członkiń załogi. Na pewno kapitan powinien zadbać o równe traktowanie, równe spełnianie obowiązków przez wszystkich członków załogi, nie wykluczając nikogo.

Drugą implikacją jest fakt, że autorytet faceta wśród facetów w dużej mierze zależy od posłuchu, jaki ma wśród sobie najbliższych. Nie wyobrażamy sobie, jak może nami dowodzić ktoś, kto przyjmuje pozycję przysłowiowego pantoflarza. I gdy rejs mija spokojnie, Neptun jest łaskawy, to może i nic złego się stanie. Bywa jednak czasem różnie. Są chwile, gdy trzeba podjąć szybkie i brzemienne w skutkach decyzje, gdy trzeba pokierować efektywnie całą załogą, gdy każda jakakolwiek decyzja podjęta i sprawnie zrealizowana będzie lepsza niż jej brak lub dyskusja i spory. W takiej właśnie chwili potrzebny jest silny autorytet przywódcy, kapitana. I to szczególnie w oczach innych facetów. Trzeba to zrobić dużo wcześniej, niż okaże się potrzebne. A jak czuć respekt przed gościem, który posłusznie nosi torebkę za swoją „cienko- żeglarsko” ukochaną?

Aby w takiej chwili nie było wątpliwości, kto podejmuje ostateczne decyzje i kto ponosi za nie odpowiedzialność, należy wcześniej zadbać o swoją niezachwianą pozycję w oczach całej załogi. Pływanie ze swoimi partnerami nie jest niczym złym. Obserwowane przeze mnie sytuacje skłaniają do wniosku, że będąc w roli skippera, należy zachowywać znaczną powściągliwość w publicznym okazywaniu uczuć, zbytniej usłużności oraz nie pozwalać sobie na tolerowanie zachowań partnera wskazujących na jego uprzywilejowaną pozycję.




Tagi: kapitańska baba, rejs z żoną, rejs z mężem
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 16 kwietnia

W Bremerhaven przekazano Amerykanom żaglowiec "Horst Vessel", obecnie "Eagle".
wtorek, 16 kwietnia 1946
W Spiliby urodził się sir John Franklin, żeglarz, podróżnik polarny i odkrywca. Głównym celem jego wypraw było poszukiwanie Przejścia Północno-Zachodniego, zajmował się badaniem północnych wybrzeży Kanady. Zmarł (1847 r.) z wycieńczenia w czasie wyprawy p
niedziela, 16 kwietnia 1786