TYP: a1

Dziecinnie prosto – Ferretti 570

niedziela, 27 maja 2012
Arek Rejs
Od dłuższego czasu chodzą słuchy o problemach finansowych Grupy Ferretti. Niedawno nadeszła informacja o przejęciu większości udziałów przez inwestora z Chin. Niezależnie od tych wydarzeń, stocznie należące do grupy ciągle pracują nad wprowadzaniem nowych modeli i udoskonalaniem już istniejących.

Stocznia Ferretti Yachts, od której pochodzi nazwa całego przedsiębiorstwa, zauważyła, że wśród jej klientów wzrosło zainteresowanie mniejszymi jachtami, poniżej 60 stóp długości. Chcąc zadowolić przyszłych armatorów, Ferretti postanowiła bardziej zadbać o rozwój tej linii. Obecnie, w ofercie stoczni znajdują się trzy modele, których długość nie przekracza 60 stóp: najmniejszy Ferretti 500 zastąpił istniejący model 470, kolejny jest Ferretti 530 i w końcu Ferretti 570, który miałem okazję przetestować podczas ostatnich targów w Cannes. Zorganizowanie testów jachtów Grupy Ferretti nie jest łatwym zadaniem. Jedną z przyczyn jest fakt, że większość łodzi budowana jest na zamówienie i ich armatorzy nie zgadzają się na testy. Inną przyczyną są bardzo restrykcyjne zasady, których należy przestrzegać podczas testu. Na szczęście, wrześniowe targi w Cannes są imprezą, która umożliwia opływanie jachtów, na co dzień będących poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika.

Linia zewnętrzna

Ferretti 570 nie jest jachtem, który swoją linią jakoś szczególnie przyciągnie naszą uwagę. Jacht pozostaje zgodny z charakterystyczną kreską stoczni i bez najmniejszych wątpliwości rozpoznamy, że jest to łódź właśnie tego producenta. Jak niemal wszystkie jednostki Ferretti, także ta posiada górny

Elegancki, przestronny salon wykończony jest w jasnych kolorach przełamanych ciemniejszą tapicerką kanap
pokład flybridge z dodatkowym stanowiskiem sterowania. Zgodnie także z panującą ostatnio modą, w kadłubie znajdują się duże okna, zapewniające dostęp naturalnego światła do wszystkich kabin. Bardzo ładnie prezentują się też duże okna salonu, sięgające na śródokręciu niemal do półpokładów. Jacht zachowuje równowagę między jachtem sportowym a statecznym cruiserem dla doświadczonego armatora. Mimo braku rewolucyjnych pomysłów w kształcie nadbudówki, daje się wyczuć, że nie jest to pierwszy lepszy jacht z mało znanej stoczni.

Na jacht wchodzimy składanym hydraulicznie trapem, znajdującym się na rufie w osi jachtu. Jeżeli będziemy cumować przy niższym pomoście, możemy przejść do kokpitu bezpośrednio z częściowo zabudowanej platformy kąpielowej, która służy także jako miejsce na przechowanie minitendera. Do kokpitu dostajemy się wtedy kilkoma stopniami po prawej stronie łodzi. Kokpit na tej jednostce jest jedynie miejscem, gdzie spotkają się nasze drogi podczas wędrówki po pokładzie, ponieważ poza niewielką szafką po lewej stronie i dwoma niewielkimi kanapami na rufie, nie ma tu innego wyposażenia. Możemy tu oczywiście ustawić stolik i krzesełka, urządzając
sobie niewielką jadalnię na zewnątrz. Zachęca do tego uchylana do góry szklana ściana salonu, łącząca wnętrze salonu i kambuz z kokpitem, co znacznie zwiększa wrażenie przestronności obu powierzchni.

Po prawej stronie kokpitu znajdują się schody prowadzące na górny pokład, a szerokie i dobrze zabezpieczone półpokłady zawiodą nas na pokład dziobowy z szerokim materacem słonecznym. Kolejny, równie okazały materac, znajdziemy w dziobowej części flybridga. Tuż za nim, po prawej stronie znajduje się dodatkowe stanowisko sterowania ze wszystkimi niezbędnymi systemami łodzi. Zawsze w jednostkach tej stoczni podoba mi się sposób zabezpieczenia tych urządzeń: jeżeli z nich nie korzystamy, cały panel jest składany i poza kołem sterowym i manetką, niewiele wskazuje na to, że jest to dodatkowa sterówka. Po lewej stronie, lekko w tyle za dwuosobowym fotelem sternika znajduje się niewielki barek z lodówką i grillem, a dalej ku rufie wygodna kanapa w kształcie litery U, otaczająca składany stolik. Daleko w tyle, za flybridgem wysunięty jest maszt radaru i anten nawigacyjnych, który mógłby być troszkę wyższy. Cały pokład otoczony jest dosyć wysokimi relingami, a przed wiatrem chroni wysunięta ku dziobowi owiewka. Dodatkowo, jeżeli poczujemy się zmęczeni słońcem nad niemal całym pokładem możemy rozstawić duże bimini, złożone w tylnej części flybridga.

Jasne wnętrza

Kambuz na Ferretti 570 ulokowano w tylnej części salonu po jego lewej stronie. Dzięki takiemu umiejscowieniu mamy do niego doskonały dostęp zarówno z wnętrza łodzi, jak i z jej kokpitu, zwłaszcza po otwarciu szklanej ściany salonu. Bar kambuza zajmuje trochę więcej niż połowę szerokości przejścia z kokpitu, ale mimo to nic nie utrudnia dostania się do salonu. Kokpit w formie prostokąta otoczony jest dwoma barami, a część robocza tworzy literę L. Znajdziemy tam duży zlewozmywak, czteropalnikową płytę grzewczą, pełnych rozmiarów lodówkę z zamrażarką, piekarnik i kuchnię mikrofalową. Cały kambuz otoczony jest szafkami i szufladami, a gdyby tych było mało, to na przeciwnej ścianie jachtu znajduje się jeszcze spora komoda z kolejnymi szafkami.


Część kuchenną wraz z kokpitem dzieli od części wypoczynkowo-mieszkalnej jeden stopień podwyższenia, o którym należy pamiętać, zwłaszcza kiedy się spieszymy, a nie jesteśmy jeszcze obeznani z łodzią. O ile jest on dobrze widoczny od strony kokpitu, to bardzo łatwo o nim zapomnieć w drodze powrotnej z salonu. W części wypoczynkowej znajduje się wygodna 4-osobowa kanapa wzdłuż ściany na lewej burcie i jeszcze większa kanapa w kształcie litery L na burcie przeciwnej. Kanapa po prawej stronie swoim ramieniem obejmuje składany stolik. Stanowisko sternika z dwuosobową kanapą znajduje się na lekkim podwyższeniu na lewej burcie. Na prawej natomiast znajdziemy dosyć wysoki, długi stół nawigacyjny, który raczej posłuży jako stolik kawowy czy na drobne przekąski.

Sterówka na pierwszy rzut oka może nam się wydawać bardzo skomplikowana, ale już po chwili za sterem przekonamy się, że jest ona zaskakująco czytelna, a wszystkie systemy jachtu łatwo dostępne. Wrażenie rozbudowania powoduje boczna ściana stanowiska sterowania, na której znajduje się cały panel kontrolny elektroniki i systemów hydraulicznych łodzi wraz ze wszystkimi głównymi

Koneserzy jachtingu motorowego cenią sobie ciszę i spokój
bezpiecznikami. W większości jachtów taka ściana bezpieczników znajduje się gdzieś w ukryciu, w szafce, często pod fotelem sternika. Tu są one na wyciągnięcie ręki, dzięki czemu skipper jachtu zawsze ma pełną kontrolę nad wszystkim, co dzieje się na łodzi. Główne systemy nawigacyjne, stale wykorzystywane przy manewrowaniu jachtem mieszczą się na pięciu monitorach głównego panelu sterowania. Poza tymi monitorami na desce rozdzielczej znajduje się jedynie manetka, joystick steru strumieniowego i autopilot.

Niezależnie od naszego wzrostu i tego, czy prowadzimy jacht, siedząc, czy stojąc, widoczność zza steru jest doskonała we wszystkich kierunkach. Przednia szyba, mimo jej ogromnych rozmiarów, nie jest przedzielona pilarem, także wszystkie boczne okna wzdłuż salonu są bardzo duże. Jedynym elementem delikatnie zasłaniającym widoczność w kierunku rufy jest lodówka w lewym narożniku kambuza. Poza tym ma się wrażenie, że jacht praktycznie nie ma ścian, poza kilkoma wspornikami, podtrzymującymi sufit i górny pokład. Wrażenie tej przestrzeni dodatkowo potęgują bardzo jasne kolory tapicerki i mebli w salonie. Jedynymi ciemnymi akcentami są poduszki kanap w czekoladowym kolorze.

To, co mnie trochę zaskoczyło na tym jachcie, to ilość ostrych krawędzi w salonie. Stocznia ma wieloletnie doświadczenie w budowie jachtów i wie, jak to robić, aby jej jednostki były maksymalnie bezpieczne, tu jednak ostre krawędzie stołu czy większości szafek powinny być szybko poprawione. Zaokrąglenia znalazłem dopiero przy zejściówce do pomieszczeń mieszkalnych. Czyżby Ferretti przygotowała ten jacht dla wodniaków spędzających swój urlop na wodzie, głównie na przesiadywaniu w wygodnym salonie jachtu zacumowanego w osłoniętej marinie?
(...)


TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 19 kwietnia

W Warszawie odbywa się prezentacja projektu udziału Jarosława Kaczorowskiego w regatach mini Transat.
środa, 19 kwietnia 2006
Henry de Voogt otrzymuje paszport na rejs z Vlissingen do Londynu "w małej, samotnej łodzi, zupełnie samodzielnie, jedynie z pomocą Opatrzności Bożej".
czwartek, 19 kwietnia 1601