TYP: a1

Przekichany rejs: jak się nie zarazić od smarkacza?

poniedziałek, 19 lutego 2018
Anna Ciężadło

Doświadczeni żeglarze twierdzą, że jeśli podczas rejsu jedna osoba zachoruje, to niedługo podzieli się swoim katarem z całą resztą. W końcu, załoga jest jak rodzina: razem je, razem mieszka i... razem kicha. Uroczo, nieprawdaż? Czy jednak nie ma sposobu, by katar, grypę, lub inną zarazę ujarzmić, zanim pochorujemy się wszyscy?

Jak się okazuje, sposób jest. Możemy mocno zwiększyć swoje szanse na zachowanie zdrowia, stosując kilka zasad. Nie upieramy się, że są one proste; co więcej, mamy świadomość, że w niektórych przypadkach będą wręcz niemożliwe do przeprowadzenia. Mimo to, warto je poznać, bo przydają się również na lądzie – a przecież okazjonalnie wszyscy tam bywamy.

 

Podstawa: odizolować cherlaka

Jasne, nie zawsze jest to technicznie wykonalne, a skrupuły (no dobra, może nie tyle skrupuły, ile nasze własne potrzeby) nie pozwalają trzymać biedaka w toalecie.

Jeśli jednak mamy chociaż cień możliwości, by źródło zarazy fizycznie odizolować od reszty załogi, nie wahajmy się ani chwili. I to nawet wówczas, gdy chory uparcie twierdzi, że wcale nie czuje się tak źle, jak wygląda (a wygląda jak zombie).

Po pierwsze, z zakichanego smarkacza i tak niewiele będziemy mieli pożytku. Po drugie, pamiętajmy, że większość chorób określanych jako „katar”, przenosi się drogą kropelkową. Czyli chory wcale nie musi nas dotknąć ani przytulić, żeby nas zarazić. Wystarczy, że będzie w naszym towarzystwie... oddychać.

Wówczas zarazki nie tylko będą sobie radośnie fruwać w powietrzu, ale też osadzą się na sprzętach, ubraniach, linach, kanapkach, kubkach, i w ogóle wszędzie. Jednym słowem – będziemy mieć przekichane. I to dosłownie.

 

Kluczowe dni

Jeśli wierzyć lekarzom (co jest dość ryzykownym posunięciem, bo nie wiadomo, czy byli akurat na tej lekcji o katarze), chory najbardziej zaraża w drugim i trzecim dniu infekcji.

Warto o tym pamiętać, zarówno samemu będąc cherlakiem, jak i posiadając takiego osobnika w zespole.

Być może przetrwanie tych 48 godzin bez jednej pary rąk wydaje się trudne, ale miejmy świadomość, że życie stanie się o wiele trudniejsze, gdy za chwilę wszyscy będziemy chorzy. A lin i linek do ogarnięcia będzie dokładnie tyle samo.

Zresztą, natura tak to urządziła, że w tych dwóch dniach chory zwykle czuje się wyraźnie gorzej. Prawdopodobnie więc nie będzie szczególnie protestował przeciwko odstawieniu go na boczny tor - a jeśli już, to tylko dla zasady.

Oczywiście, w tym czasie delikwent powinien nie tylko wypoczywać z dala od nas, ale też jeść i pić w swojej izolatce. A skoro o jedzeniu mowa – kolejnym ważnym źródłem zarazy są... sztućce i naczynia.

 

Dezynfekcja

Jak wygląda mycie naczyń podczas rejsu, to sami wiecie najlepiej. Generalnie rzecz biorąc, wielu żeglarzy przyjmuje zasadę, że jeśli brud nie rzuca się zbytnio w oczy (czyli nie ucieka i nie da się na nim narysować wzorków), to talerz uznaje się za czysty.

Jeśli wszyscy na pokładzie (i pod nim) są w miarę zdrowi, taka praktyka w niczym nikomu nie przeszkadza; w końcu, trochę brudu jest w organizmie potrzebne. W przeciwnym wypadku zaczyna świrować i wymyślać sobie alergie.

 

Jeśli jednak mamy wśród siebie źródło zarazy, pozostają nam dwie możliwości:

a) poświęcić jeden komplet sztućców i naczyń tylko dla cherlaka;

albo

b) dezynfekować sztućce oraz naczynia (czyli przemywać 70-procentowym spirytusem) za każdym razem, gdy chory ich użyje.

Ponieważ spirytus posiada też inne zastosowania, a w dodatku obliczenie, jak to zrobić, by otrzymać akurat 70-procentowy, wymaga użycia wyższej matematyki, nasze rozterki zwykle kończą się stwierdzeniem, że chyba jednak poświęcimy cherlakowi ten jeden komplet.

A tak swoją drogą, wiecie, dlaczego potrzebujemy akurat 70 proc.? O dziwo, okazuje się, że wyższe stężenia wcale nie wytłuką wszystkich zarazków, bo w takich warunkach niektóre z nich stworzą tzw. formy przetrwalnikowe. W 70 procentach natomiast nie pokapują się, że coś im grozi i padną ofiarą trucizny, jaką jest alkohol. He, he.

 

Bal maskowy

Jeżeli przypadkiem posiadacie na pokładzie maseczki, nawet takie przeciwsmogowe (czyli rejs zaczynał się w okolicach Krakowa – w takim wypadku zapraszamy do siedziby Tawerny), warto ich używać przynajmniej w czasie rzeczonych 48 godzin.

Oczywiście, maseczkę powinien założyć przede wszystkim chory, ale inni załoganci również mogą się w nie uzbroić.

OK, będziecie wszyscy wyglądać, jak aktorzy podrzędnej opery mydlanej, której akcja rozgrywa się w pływającym szpitalu. Warto tu jednak przytoczyć starą, internetową prawdę, że jeśli coś wygląda głupio, ale działa, to wcale nie jest takie głupie.

 

Częste mycie skraca życie...

...zarazkom. Dlatego, jeśli mamy wśród załogi źródło infekcji, to powinniśmy myć ręce po każdym kontakcie z nim, albo z rzeczą, której taki osobnik mógł dotykać. Tak, z klamką też. Oraz z laptopem, telefonem, ładowarką, zapalniczką i innymi małymi przedmiotami, których nigdy nie myjemy, bo przecież wyglądają na czyste.

Niestety, niektóre wirusy mogą sobie na nich siedzieć i spokojnie czekać kilka godzin, albo nawet dni, aż jakaś ofiara ich dotknie, a potem nieopatrznie podrapie się w nos, obliże paluchy, albo założy soczewki kontaktowe.

Nie bez znaczenia jest także technika mycia rąk: od razu wyjaśniamy, że beztroskie umoczenie ich w wodzie zaburtowej myciem nie jest; jeśli ktoś wśród nas zaraża, procedura mycia powinna odbywać się z użyciem mydła i trwać co najmniej 40 sekund. Sorry.

 

Wrzućmy na luz

Czy ma sens udzielanie takiej porady żeglarzom – a więc ludziom z natury wyluzowanym? Otóż, ma. Co więcej, ten ostatni aspekt jest, wbrew pozorom, najtrudniejszy do przeprowadzenia.

Skoro bowiem jeden z nas jest chwilowo wyłączony z bycia załogantem, to oznacza, że inni muszą przejąć jego wachty i inne miłe obowiązki. Czyli o relaks będzie trochę trudniej, niż zwykle.

Mimo to, postarajmy się w miarę możliwości spuścić z tonu i jeśli tylko mamy taką opcję, odpoczywajmy, ile wlezie, bo przeciążony i niewyspany organizm podda się wirusom lub innej zarazie znacznie szybciej, niż wypoczęty.

 

 

 

Tagi: katar, choroba, poradni
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 29 marca

S/y "Stary" z załogą Śląskiego Yacht Clubu pod dowództwem Jacka Wacławskiego opłynął Przylądek Horn; w trakcie rejsu "Stary" m.in. odwiedził Stację im. Henryka Arctowskiego.
sobota, 29 marca 2003
S/y "Asterias" pod dowództwem kapitana Marka Sobieskiego opłynął Przylądek Horn.
wtorek, 29 marca 1988