TYP: a1

Rejs po Bałtyku. Gotlandia – cz. II

piątek, 4 sierpnia 2017
Bartłomiej Miłek

Słońce wstało o 4:27, my niedługo później. Na pierwszą wachtę miały wyjść Karolina, Dorota i ja ale wstała praktycznie cała załoga. Każdy chciał zobaczyć romantyczny widok oddalającego się lądu. Wyjście z portu odbyło się sprawnie i bez problemów, tuż za główkami portu postawiliśmy żagle.

Dopiero uczyliśmy się łódki, która lina jest od czego, co trzeba poluzować a co wybrać aby wciągnąć żagiel, dlatego trwało to nieco dłużej niż normalnie. Minąwszy znak bezpiecznej wody w Górkach Zachodnich obraliśmy kurs również na znak bezpiecznej wody blisko Półwyspu Helskiego. Wiało nam półwiatrem lewego halsu i łajba toczyła się raźno po falach z prędkością 4 w porywach 5 węzłów. Słońce ładnie zaczęło przyświecać między idealnie ukształtowanymi cumulusami. Siła wiatru 4 w skali Beauforta.

Za Półwyspem Helskim podaję nowy kurs. Kolejny port Vandburg na Gotlandii. Jeśli będzie nam dobrze wiało powinniśmy do niego dopłynąć na drugi dzień w okolicach 14.00 a jeśli źle… Hmm, nikt tego nie przewidzi ale mamy wakacje i nikt się nie śpieszy.

Koło południa fala nabrała na sile i ruszyła załogę. Jak to się śmiał jeden z kapitanów, z którymi pływałem „każdy ma swoją długość fali”. Ta najwyraźniej grała melodię całej załodze z dwoma wyjątkami. Nie oszczędziła nawet mnie. Byłem tym faktem tak zaskoczony, że nie zdążyłem dobiec do zawietrznej burty. Oddawanie hołdu Neptunowi z burty nawietrznej skończyło się kiepsko dla mnie, trzech załogantów i mojej czapki. Na szczęście większość również chorowała i na nikim nie zrobiło to większego wrażenia. Ba, choć to zakrawa to na pewien rodzaj perwersji, mieliśmy z tego zdarzenia ubaw do końca rejsu. Wkrótce chorowała już większość załogi. Testowaliśmy, które potrawy smakują podobnie w obydwie strony (wygrały jabłka i kisiel). Kuk miał tego dnia wolne od gotowania, nikt nie napomknął nawet o jedzeniu, tylko co odważniejsi pili wodę. W nocy nie było lepiej. Schodząc pod pokład mało kto doszedł do swojej kajuty, stąd koja Sebastiana i Darka w mesie była mocno oblegana. Nie potrafiłem wysiedzieć przy nawigacyjnym a nie chciałem do niego mieć daleko, więc położyłem się na ziemi w pozycji „na Ramzesa” (pozycja ta najlepiej łagodzi dolegliwości choroby morskiej).

Nad ranem załoganci wracali do żywych. Niektórzy co prawda odzyskali rezon dopiero pod wieczór,  ale generalnie wszystkim dopisywały humory a gdy trzeba było zrobić coś na pokładzie to wykonywane było sprawnie i szybko. Na śniadanie kuk zrobił kaszkę mannę z dżemem. Delektowałem się nią długo - jedna mała łyżeczka co 15 minut, potem sprawdzenie czy się przyjęło i następna i następna, aż po godzinie czy dwóch miska była pusta. Wreszcie dostarczyliśmy organizmom trochę energii.

Pod wieczór dopłynęliśmy do Vandburga. Zgodnie z locyjką Kulińskiego po nabieżnikach jak po sznurku weszliśmy do tego dawniej wojskowego portu wykutego w skalistym wybrzeżu. Cumy odebrał od nas sam bosman, z którym zamieniłem kilka słów o opłatach portowych, miejscach do zwiedzania a także o nadciągającej pogodzie. Opłata portowa to jakieś 210 koron - w przeliczeniu na złotówki jakieś 105 zł plus 5 zł za prysznic. Do zmroku nie zostało zbyt wiele czasu więc wciągnęliśmy pełne buty na nogi i ruszyliśmy zwiedzać wybrzeże. Prócz pięknego skalistego wybrzeża spotkaliśmy spore stado królików - naliczyłem z 20 sztuk biegnących przez pole, po czym stwierdziłem, że to dopiero połowa i zaprzestałem liczenia.

Gdy każdy już rozprostował nogi wróciliśmy na jacht zjeść kolację. Co poniektórzy chcieli się odświeżyć więc przetestowali portowy prysznic. Ja tymczasem usiadłem w kokpicie i przyglądałem się temu malutkiemu portowi. Dawniej stacjonowało tu sześć szarych jednostek wojskowych, które cumowały po dwie w każdym ramieniu swoistej gwiazdy, w kształt której układał się port. Całość była przykryta siatką maskującą, przez co port było trudno namierzyć z powietrza, z wody zaś też był prawie niewidoczny, bo ukryty wśród skał. Dzisiaj stacjonuje tu jednostka SAR-u a reszta miejsc jest przeznaczona na cele turystyczne. Nieopodal znajduje się drugi port, typowo rybacki, do którego niestety jacht o naszym zanurzeniu się nie zmieści. Ten port trzeba będzie zwiedzić od strony lądu ale to może podczas jutrzejszego spaceru,  bo dzisiaj to już tylko piwko, paciorek i spać.

 

Tagi: Gotlandia, rejs, Vandburg
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 27 kwietnia

Na "Down Star" zakończył rejs dookoła świata George Fairle.
wtorek, 27 kwietnia 1965
Odbył się w Warszawie Zjazd Delegatów YKP; zjazdowi przewodniczył Ludwik Szwykowski, jeden z założycieli YKP. Na zjeździe wybrano nowy zarząd z prezesem Bronisławem Barylskim na czele.
niedziela, 27 kwietnia 1947
W Warszawie umiera Antoni Dobrowolski (urodzony w 1872 r.) profesor, geograf, uczestnik wyprawy arktycznej na belgijskim żaglowcu "Belgica", przyczynił się do powstania pierwszej polskiej stacji artycznej na Wyspie Niedźwiedziej.
wtorek, 27 kwietnia 1954
Urodził się Samuel Morse, twórca alfabetu Morse'a.
środa, 27 kwietnia 1791
Na Filipinach w walce z tubylcami ginie Ferdynand Magellan.
sobota, 27 kwietnia 1521