TYP: a1

„Wypłyń na głębię” czyli wywiad z księdzem-żeglarzem

niedziela, 25 grudnia 2011
Kinga Rzucidło
Stowarzyszenie Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami powstało w 1997 roku z inicjatywy ks. prałata Andrzeja Jaskuły, proboszcza parafii Sośno w woj. kujawsko-pomorskim. 2 lata później młodzi ludzie pod żaglami „Fryderyka Chopina”, w myśl hasła „Przygoda i świadectwo”, wyruszyli w pierwszą wyprawę oceaniczną wokół Ameryki Południowej. 22 stycznia 1999 roku żaglowiec opłynął Przylądek Horn.

Za zorganizowanie wyprawy wokół Ameryki Południowej Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami otrzymała nagrodę „Rejs Roku 1999”, a kapituła konkursu "Pro Publico Bono" przyznała jej dyplom "za działalność i szczególny wkład dla dobra Rzeczypospolitej".

4 kwietnia 2000 roku Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami, z okazji Roku Jubileuszowego pod patronatem Ministra Edukacji Narodowej popłynęła w rejs, szlakiem apostolskiej wędrówki i ewangelizacji św. Piotra, Pawła i Jana. Trasa wiodła z Morza Czerwonego przez Ziemię Świętą, Grecję, Turcję, Maltę i Sycylię do Rzymu, gdzie młodzież na prywatnej audiencji spotkała się z Janem Pawłem II.

W roku 2001 Stowarzyszenie wydzierżawiło opuszczoną plebanię na wyspie Iž w Chorwacji. Po jej gruntownym remoncie założono tam ośrodek żeglarsko-religijny, w którym corocznie organizowane są obozy, szkolenia żeglarskie i warsztaty marynistyczne.

W marcu 2002 roku biskup pelpliński ks. Jan Szlaga, patron Stowarzyszenia, wręczył Chrześcijańskiej Szkole pod Żaglami medal „za zasługi dla Diecezji Pelplińskiej”. W czerwcu 2003 roku młodzież pod żaglami „Strażnika Poranka” popłynęła wokół Europy, z Gdańska przez Kanał Kiloński, Kanał la Manche, dalej przez Atlantyk, Morze Śródziemne, na Adriatyk do ośrodka na wyspie Iž w Dalmacji.

   

Tawernie Skipperów udało się porozmawiać z księdzem prałatem Andrzejem Jaskułą, proboszczem parafii Niepokalanego Serca Maryi w Sośnie, założycielem Chrześcijańskiej Szkoły Pod Żaglami, wychowawcą młodzieży, kapelanem harcerzy, żeglarzem i kapitanem jachtowym. O powołaniu, żeglarskiej pasji i planowanym rejsie dookoła świata, śladami pielgrzymek Jana Pawła II. Zachęcamy do lektury!

Tawerna Skipperów: Z powołania służy ksiądz Bogu. A jak objawiła się miłość do morza?

Ks. prałat Andrzej Jaskuła: Rodzice odkryli przede mną wody Bałtyku. Mieszkaliśmy w państwie socjalistycznym, a wtedy ogromną popularnością cieszyły się wczasy nad morzem. Całą rodziną jeździliśmy nad Morze Bałtyckie. Pamiętam, jak mama powiedziała, że na morzu nie można ustawić płotów granicznych. W czasach socjalizmu morze było jedynym miejscem bez zaznaczonej granicy. Stałem na piasku i wzrokiem próbowałem ogarnąć całe morze. Wpatrywałem się w płynące statki, które mogły odpłynąć, gdzie tylko chciały. Wtedy mnie jako młodemu człowiekowi Bałtyk kojarzył się z przestrzenią, z wolnością.

Kiedy zaczęła się księdza przygoda z żeglowaniem? Gdzie zdobywał ksiądz pierwsze szlify?

Zacząłem żeglować już w szkole podstawowej, byłem takim żeglarzem samoukiem, pasjonatem sportów ekstremalnych. Dość szybko nauczyłem się pływać, od najmłodszych lat ciągnęło mnie do morza.


A później wstąpił ksiądz do seminarium. Żeglarstwo zeszło na drugi plan?

To skomplikowana historia. Jako kleryk nie mogłem żeglować po Bałtyku. W tamtych czasach wszyscy byli podejrzani, księża nie mogli dostać paszportu. W pierwszy pełnomorski rejs popłynąłem dopiero w 1990 roku, na harcerskiej „Zjawie” z Burgas w Bułgarii, przez Istambuł, Ateny do Dubrownika w Chorwacji. Ta podróż była spełnieniem żeglarskich marzeń. Wiedziałem już, że czas zamienić żeglarstwo szuwarowe na prawdziwą morską żeglugę. Zacząłem zdobywać pierwsze patenty, w tym stopień jachtowego sternika morskiego, a dwa lata później, w roku 1992 jako członek załogi i kapelan harcerzy na „Zjawie IV” uczestniczyłem w regatach „Columbus” z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki.

Mówią „Jak trwoga, to do Boga”. Czy przeżył ksiądz dramatyczną sytuację na morzu, w której myślał „tylko Bóg może mnie ocalić”?

Staram się nie dopuszczać do ekstremalnych, niebezpiecznych sytuacji, tym bardziej kiedy pływam z młodzieżą. Ale nie wszystko da się przewidzieć. Pamiętam dwa wydarzenia budzące lęk i mrożące krew w żyłach. Za pierwszym razem popłynęliśmy z naszego ośrodka żeglarsko-religijnego na wyspie Iż w Chorwacji do Manopello we Włoszech, w którym znajduje się Święte Oblicze, całun z wizerunkiem Jezusa Chrystusa. Wracaliśmy do domu, kiedy dogonił nas front atmosferyczny i wiatr o sile 10 stopni w skali Beauforta. Ponton, który ciągnęliśmy za rufą, przeistoczył się w latawiec, dwa razy uniósł się w powietrze, za trzecim razem lina nie wytrzymała i ponton odleciał.


Drugą dramatyczną podróż przeżyłem płynąc "Strażnikiem Poranka" po wodach Adriatyku. Uciekając przed burzą, próbowaliśmy schronić się w zatoce, daremno, nie było miejsca przy kei i nikt nie chciał nas wpuścić. Tu dogonił nas front atmosferyczny, jacht zaczął przechylać się na prawą burtę, a do jego wnętrza napływała woda. Rozpoczęła się prawdziwa walka z żywiołem, w pewnym momencie pomyślałem, że rozbijemy się o skały. Zwróciłem wtedy twarz ku niebu i zapytałem: "Panie Boże, nie chcesz, byśmy pływali?" Jako kapitan musiałem zachować zimną krew i podjąć właściwą decyzję. Zrobiłem karkołomny, ostry zwrot i udało mi się wyprowadzić jacht z zatoki na otwarte morze. Wierzę, że Boża Opatrzność kieruje naszym życiem i pomaga dokonywać trafnych wyborów.

Jest ksiądz bardziej proboszczem czy żeglarzem? Jak udaje się księdzu godzić te dwie role?

Ponoszę tego koszty. Już kilka razy otrzymałem propozycję opuszczenia parafii Niepokalanego Serca Maryi w Sośnie i przejścia na inną, większą parafię. Dziękuję i odmawiam. W ciągu roku na morzu spędzam 2,5 miesiąca, w tym wykorzystuję miesiąc urlopu, a na czas nieobecności powierzam swą parafię godnemu zastępcy. Przez przeszło 2 miesiące prowadzę obozy dla młodzieży, wypływam w rejsy, często do miejsc świętych.

Jak parafianie odbierają księdza hobby? Kręcą z dezaprobatą głowami, a może przeciwnie, im również udzieliła się żeglarska pasja?

Z perspektywy 30 lat kapłaństwa widzę, że młodzież zainteresowała się żeglarstwem. Niejeden ministrant nauczył się żeglowania, wychowanka naszej parafii zdobyła patent jachtowego sternika morskiego. Kiedy zostałem moderatorem Ruchu Światło–Życie, zawarłem tajną umowę z Prymasem ks. kard. Józefem Glempem i w tajemnicy, nielegalnie, bez pozwoleń, bo trzeba dodać, że był to stan wojenny, rok 1982, wybudowałem ośrodek oazowy. Nieopodal było jezioro i tam trzymałem swój jacht „Stella Maris”, w dosłownym tłumaczeniu „Gwiazda Morza”, która według tradycji oznacza Matkę Bożą. Młodzież poza uczestnictwem w rekolekcjach miała więc okazję sprawdzić się w roli żeglarzy. Wielu z nich pokochało ten sport i żeglarstwo z drobnego epizodu stało się pasją na całe życie.


Z inicjatywy księdza powstała Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami. Skąd pomysł na powołanie do życia owego stowarzyszenia?

Myślę, że wszystko zaczęło się od mojego udziału w regatach „Columbus” w 1992 roku. Jako kapelan harcerzy towarzyszyłem młodzieży w ich codziennych sportowych zmaganiach. Doszedłem do wniosku, że młodzież na całym świecie, na wszystkich kontynentach jest taka sama, pełna ideałów i piękna. Młodzież tęskni za lepszym światem, dobrem, przyjaźnią, miłością. Niestety, dziś młodzi ludzie mają problem ze swoim ciałem, poczynając od przyspieszonego dojrzewania, po bolączki dnia codziennego. Żeglarstwo uczy dyscypliny i odpowiedzialności, na jachcie trzeba przecież utrzymać porządek, dostosować się do panujących zasad. Po powrocie z obozu żeglarskiego rodzice jednego z wychowanków nie mogli nadziwić się, że ich syn podczas mycia zębów zakręca wodę. Oszczędność bieżącej wody, niby drobnostka, a jednak duży krok ku zmianom na lepsze.

Często rodzice, powierzając nam swoje dziecko, myślą, że w ciągu 2 tygodni obozu żeglarskiego naprawimy błędy wychowawcze sięgające lat. Od przeszło 34 lat jestem wychowawcą młodzieży. Wiem, że młodzi ludzie potrzebują opieki pedagogicznej, kompleksowego wychowania w myśl zasady: ”W zdrowym ciele zdrowy duch”.


Organizowane obozy są połączeniem żeglarskiej pracy, nauki szkolnej i modlitwy. Interesuje mnie zwłaszcza ten ostatni aspekt. Z ciekawości o chęć uczestnictwa w takim obozie zapytałam pewnego nastolatka. Po chwili namysłu odpowiedział: „e, pewnie dużo się tam modlą”. Jak jest naprawdę?

[śmiech] Wstępując do seminarium, myślałem tak samo: pewnie trzeba będzie się dużo modlić. Nic bardziej mylnego. Z religijnością nie trzeba przesadzać, 45 minut modlitwy rano, 15 minut wieczorem w zupełności wystarczy. Nieraz przed rozpoczęciem obozu żeglarskiego młodzież obawia się przesadnej pobożności. Niepotrzebnie. Rano jest apel, na którym najczęściej śpiewamy „Kiedy ranne wstają zorze” lub „Każdy wschód słońca…”, następnie udajemy się do kościoła na mszę świętą połączoną z konferencją. Wieczorem trwa tzw. „pogodny wieczór” połączony ze śpiewem szant. Dzień kończymy rachunkiem sumienia, który - moim zdaniem - każdy chrześcijanin powinien przeprowadzać. To codzienna analiza dnia wobec Boga, spojrzenie na własne czyny, przeproszenie za to, co złe i podziękowania za to, co dobre.

Trasa jednego z rejsów Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami wiodła szlakiem apostolskiej wędrówki i ewangelizacji św. Piotra, Pawła i Jana. Czy ma ksiądz w planach podobny rejs, śladami świętych?

Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w przyszłym roku popłyniemy w długo wyczekiwany rejs, śladami pielgrzymek papieża JP2, dookoła świata, „Ku cywilizacji miłości”. Głównym celem wyprawy będzie spotkanie młodzieży z ojczyzny Jana Pawła II z rówieśnikami z krajów, które odwiedził Ojciec Święty. Trwający 20 miesięcy rejs podzielono na 20 etapów, średnio po 35 dni każdy. Załogę stanowić będzie młodzież „Pokolenia JP2” w wieku 15-25 lat.

Ów rejs planowany był na lata 2007/2009, niestety wtedy nie udało się dojść do porozumienia z armatorem. Nie chcę zapeszać, ale obecnie trwają rozmowy i lada dzień usłyszymy - mam nadzieję - pozytywną decyzję.

Młodzież, która popłynęła raz, chce płynąć ponownie. Jakimi słowy zachęci ksiądz troszkę niezdecydowanych nastoletnich pasjonatów żeglarstwa?

Przytoczę słowa Papieża Miłosierdzia Jana Pawła II: „Duc in altum - Wypłyń na głębię”. Woda uczy pokory, akceptacji, odpowiedzialności i pracy w zespole. Prawdziwe morskie żeglarstwo uczy wytrwałości, cierpliwości, współpracy, uczy życia. Pozwala odkrywać nowe, nieznane dotąd lądy, świat i przede wszystkim siebie. Wpłyń w głąb siebie. I pamiętaj, że najważniejszy rejs odbywa się w sercu człowieka.

Dziękujemy za rozmowę.


Młodych ludzi gorąco zachęcamy do uczestnictwa w obozach żeglarskich organizowanych przez Chrześcijańską Szkołę Pod Żaglami. Wszelkie informacje dotyczące rejsów znajdują się na oficjalnej stronie Stowarzyszenia: cspz.pl

Źródło zdjęć: archiwum księdza Andrzeja Jaskuły
TYP: a3
0 0
Komentarze