Jesień ma swoje niezaprzeczalne uroki, jak na przykład konieczność grabienia opadających liści – no, chyba że zamiast w Polsce, mieszka się na australijskiej Wyspie Bożego Narodzenia. Wtedy grabi się… kraby. Tamta strona świata jest jakaś dziwna.
Widok jedyny w swoim rodzaju
Każdej jesieni australijska Wyspa Bożego Narodzenia pokrywa się pięknym, czerwonym dywanem – nie jest on jednak stworzony z liści, ale z krabów Gecarcoidea natalis. To wyjątkowe zwierzęta, a jesienią przypada dla nich wyjątkowy okres: w październiku i listopadzie odczuwają nagły przypływ romantyzmu, wychodzą z nor w głębi wyspy i masowo migrują w kierunku plaż, by powołać do życia nowe pokolenie.
W tym konkretnym przypadku określenie „masowy” jest jak najbardziej zasadne – jak mówi Alexia Jankowski, pełniąca obowiązki kierownika Parku Narodowego Wyspy Bożego Narodzenia, liczbę krabów z gatunku Gecarcoidea natalis szacuje się tam na 200 000 000.
Upór stawonogów
Jeśli jest coś, czego my, ludzie, możemy się nauczyć od krabów, z pewnością jest to wytrwałość w dążeniu do celu. Nie ma takiej przeszkody, która powstrzymałaby je od dotarcia do plaży; nie zniechęcają ich ani płoty, ani samochody, ani żadne inne przeszkody terenowe. Mieszkańcy Wyspy Bożego Narodzenia muszą w tym okresie uważnie patrzeć pod nogi, bo kraby są dosłownie wszędzie. Trzeba je grabić, rozgarniać i przesuwać – a te, zupełnie niezrażone, maszerują dalej.
„Niektórzy mogą uważać je za uciążliwe, ale większość z nas uważa, że ich doświadczanie to swego rodzaju przywilej. Są nieprzewidywalne. Więc cokolwiek muszą pokonać, żeby dotrzeć do brzegu, zrobią to” – mówi pani Jankowski. „Niektórzy ludzie, jeśli rano muszą wyjechać samochodem z podjazdu, muszą się sami wygrzebać, bo inaczej nie będą mogli wyjść z domu, nie raniąc krabów” – dodaje.
Jak przeżyć czerwoną inwazję?
Najprościej byłoby ją po prostu przeczekać w domu, jednak nie zawsze jest to możliwe – życie przecież musi się toczyć w miarę normalnym rytmem. Strażnicy Parku robią, co mogą, by kraby i ludzie nie wchodzili sobie w drogę. I nie chodzi tu jedynie o uchronienie zwierząt przed śmiercią pod kołami samochodów – warto pamiętać, że kraby z tego gatunku mają bardzo twardy pancerz, więc przejechane, mogą się srogo zemścić, niszcząc opony pojazdu.
Strażnicy kierują więc ruchem, w miarę możliwości kierując zwierzęta na boczne drogi albo tworząc dla nich specjalne mosty. Niektórzy mieszkańcy wyspy radzą sobie jeszcze inaczej – montują na samochodach specjalne pługi, które zgarniają kraby z drogi.
I jak przetrwać ją drugi raz?
Kiedy zwierzęta dotrą w końcu do plaży, samce kopią w piasku norki, a samice składają w nich jaja. Młode krabiki po wykluciu się maszerują do morza, spędzają tam około miesiąca, a w okolicy Bożego Narodzenia… wracają i wędrują ponownie w głąb wyspy. Następuje więc druga fala krabiej inwazji, i to o wiele bardziej urocza, bo w święta po drogach maszerują krabowe dzieci. Są zbyt drobne, żeby je grabić, dlatego wyspiarze znaleźli na nie inny sprytny sposób: usuwają je z ulic... dmuchawami do liści.
Tagi: kraby, Wyspa Bożego Narodzenia, Australia, migracjaToday’s good news story.????????❤️
— Aloomh (@Aloomh2) November 5, 2025
Residents Need Patience and 'a Rake' to Enjoy the 200 Million Migrating Crabs on Christmas Island. #GoodNews #Migration #Animals #Crabs #MigratingCrabs #ChristmasIsland #Australia ???? https://t.co/3rYPb3QWo7