TYP: a1

Mieczówką wzdłuż polskiego wybrzeża

Mieczówką wzdłuż polskiego wybrzeża
Jacht jacht balastowo-mieczowy s/y "Shakti" PZ2239 (LOA 7,5m)
Rodzaj rejsuTurystyczny
Kapitan / skipperZbigniew Gołębiewski
Liczba uczestników3
RegionMorze Bałtyckie
TrasaGórki Zachodnie - Łeba - Rowy - Ustka - Dzwinów - Kamień Pomorski - Świnoujście - Trzebież
Sympatyczne, głównie nocne pływania wzdłuż całego polskiego wybrzeża pod wyjątkowo czujnym okiem GPK, z zawijaniem do małych portów niedostępnych dla jachtów kilowych. Emocjonujące nawigacyjnie nocne wejście do Rowów. Pierwszy sztorm 8'B między Dziwnowem a Świnoujściem.

Uwaga na trójkąty!

Powszechnie uważa się, że pewien stosunkowo niewielki obszar położony w trójkącie między Miami, Puerto Rico i Bermudami jest miejscem gdzie dzieją się historie łamiące powszechnie obowiązujące prawa fizyki. Jest to podobno miejsce wielu niewyjaśnionych zjawisk, głównie zaginięć statków i samolotów. Termin "Trójkąt Bermudzki" został podobno użyty po raz pierwszy dopiero w 1964 roku, a więc już w czasach, kiedy fachowcy działający na rzecz przemysłu turystycznego doskonale wiedzieli, jakie znaczenie reklamowe ma Nessie (Nessiteras rhombopteryx) dla Szkotów czy Król Sielaw (Coregonus albula) dla mieszkańców Mikołajek. Z tego co słyszałem, rejon Trójkąta Bermudzkiego również otaczają słynne kurorty i atrakcje turystyczne, zaś jego wody i przestrzeń powietrzna stają się szczególnie niebezpieczne w okresie Bożego Narodzenia i Sylwestra, kiedy liczba zaginięć podobno gwałtownie rośnie. Mogą to podobno potwierdzić zrozpaczone żony, których mężowie odnajdują się wprawdzie nie zawsze w stanie skrajnego wyczerpania, ale za to z reguły z pustym portfelem. Mimo dość sceptycznego podejścia do tego „ogórkowego” tematu i nie wdając się w próby naukowego wyjaśniania tych zjawisk (ostatnio obowiązującą teorią jest podobno „teoria hydratów”) należy stwierdzić, że jednak coś szczególnego musi w tych trójkątach być! Przykład choćby najbardziej popularny, pierwszy z brzegu. W jakiejś rozmowie słyszałem, że niektórzy panowie lub panie podejmują się życia „w trójkącie”. Wprawdzie nie chodziło akurat o Bermudy tylko o rodzime Mazowsze, ale taka sytuacja może się zdarzyć wszędzie, los w końcu nie wybiera. W takim trójkącie musi być chyba coś szczególnie atrakcyjnego, jeśli ludzie decydują się nań mimo poważnego zagrożenia dla zdrowia a zwłaszcza majątku, jaki ten trójkąt ze sobą niesie. Słyszałem też o przypadkach, przy których blednie nawet zniknięcie kilku samolotów torpedowo-bombowych Grumman TBF Avenger, jakie podobno przytrafiło się amerykańskiemu lotnictwu w 1945 roku. W przypadku o którym myślę, tajemniczy trójkąt położony był dużo bliżej bo nad Wisłą a rzecz dotyczyła zdecydowanie większych pieniędzy, za które można by było zakupić całą eskadrę i to znacznie nowocześniejszych myśliwców np. F16. Mam rzecz jasna na myśli słynne pieniądze z FOZZ. I w tym przypadku zaginięcie okazało się absolutnie skuteczne, choć tu akurat „teoria hydratów” raczej się nie sprawdza. Żeby przenieść rzecz całą na obszar własnych doświadczeń nie mogę pominąć trójkąta, jaki kilkanaście lat temu powstał na linii Polski Związek Żeglarski - Urząd Morski w Gdyni – Graniczny Punkt Kontroli w Górkach Zachodnich. Miałem to nieszczęście znaleźć się w samym środku tego trójkąta, kiedy usiłowałem po raz pierwszy wypuścić się na morze moim świeżo zbudowanym i zwodowanym jachtem balastowo-mieczowym o wdzięcznym imieniu „Shakti”. Otóż dzielność morską mojego okrętu potwierdzały wszelkie możliwe badania i świadectwa wydane m.in. przez Politechnikę Gdańską (badania wytrzymałości laminatu), inspektorów PRS (przegląd kadłuba na doku), Sąd Wojewódzki w Gdyni (certyfikat okrętowy), łącznie z Orzeczeniem Zdolności Żeglugowej wystawionym przez Inspektora PZŻ a także Kartą Bezpieczeństwa wystawioną przez Urząd Morski w Gdyni. Mimo to, przez małe niedopatrzenie Polskiego Związku Żeglarskiego „Shakti” nie znalazła się na liście jednostek dopuszczonych do pływań morskich, jaka leżała u sierżanta WOP stacjonującego (w tamtych czasach!) na morskiej plaży w Górkach Zachodnich. Lista ta stanowiła dla niego jedyny dowód, że dana wyruszająca w rejs jednostka jest w stanie pływać po morzu masztem do góry. „Shakti” miała numer rejestracyjny PZ 2239 a lista sierżanta nie była aktualizowana przez kilka zimowych miesięcy i kończyła się na 2238. No i pewnie tkwilibyśmy długie tygodnie z cała załogą w tym „Trójkącie Polskim” wyjadając zgromadzone na rejs zapasy, gdyby w końcu nie telefoniczna interwencja komandora mojego klubu „Neptun” u tkwiącego na tym stanowisku od lat niczym skała sekretarza generalnego PZŻ Zbyszka Stosia, któremu z kolei udało się wyrwać z łóżka jakiegoś ważnego majora z WOP-u. Ten służbowym gazikiem pchnął „umyślnego” do mojego sierżanta na plaży i wreszcie po kilkunastu godzinach mogliśmy wciągnąć w płuca słony zapach morza z niewielką nutą zapachową zalatującą od strony gromadzonych przez lata gigantycznych hałd fosfogipsów. O tym, że akurat miałem szczęście mieć za towarzysza rejsu syna tegoż komandora nie warto tu chyba wspominać. Trójkąty zawsze były wielką niewiadomą i poważnym problemem dla żeglarzy. Wiedzą o tym zwłaszcza ci, którym akurat wysiadła bateryjka w GPS-ie i próbują przyłożyć do mapy we właściwy sposób trójkąty nawigacyjne, jakie czasem wozi się jeszcze ze sobą na jachtach, gdyż przez nieuwagę zapomniano je wykreślić z listy WWR czyli tzw. Wykazu Wyposażenia Ruchomego Jachtu. Na szczęście kolejną paranormalną cechą tych trójkątów jest ich przypadkowe znikanie w czeluściach jachtowej zenzy, więc akurat ten problem często rozwiązuje się sam. Tak więc apeluję do koleżanek i kolegów żeglarzy – UWAŻAJCIE NA TRÓJKĄTY!
TYP: a3
0 0
Komentarze
Uczestnicy rejsu


TYP: a2