TYP: a1

Żeglarz kontra szklanki

poniedziałek, 19 marca 2018
Anna Ciężadło

Umiecie wybijać szklanki (nie mylić z rozbijaniem)? Jeśli zaczynaliście przygodę z żeglarstwem od jakiegoś zorganizowanego kursu, ta idea z pewnością nie jest Wam obca. Po co jednak dręczyć co pół godziny dzwon (i załogę) - i dlaczego właściwie nazywa się to szklanką?

[t][/t] [s]Fot. Wikipedia[/s]

Początki

Był taki okres z historii ludzkości, kiedy wymyślono już wielkie żaglowce, ale nie wynaleziono jeszcze zegarka. Czas płynął jednak nieubłaganie, więc trzeba było ująć go w ryzy i wprowadzić jakąś rozsądną rachubę, choćby po to, by regularnie zmieniać wachty. Stosowano zatem klepsydry, które były całkiem dobrym rozwiązaniem - posiadały jednak tę zasadniczą wadę, iż wymagały operatora, który po przesypaniu się całego piasku, odwracał urządzenie do góry dnem.

Na wielkich żaglowcach standardowo używano klepsydr półgodzinnych. Marynarz oddelegowany do pilnowania takiej klepsydry, podczas jej odwracania uderzał w dzwon, żeby wszyscy słyszeli, że pół godziny właśnie minęło i że on sam wcale nie zaspał, tylko przytomnie zarejestrował ten fakt.

A ponieważ klepsydry wykonane były ze szkła, bicie dzwonu określano, jako glass, czyli „szkło” - albo szklanka. Nawet w czasach, gdy na statkach powszechnie stosowano już zegary, tradycja uderzania w dzwon co 30 minut przetrwała. Zresztą, do dzisiaj powstają piękne, okrętowe zegary (a nawet, o zgrozo, aplikacje na smartfony), wybijające szklanki.

 

Jak wybijać szklanki?

Cała procedura zaczyna się liczyć od godziny 12.00, kiedy uderza się dzwon osiem razy. Pół godziny później, czyli o 12.30, wybija się jedną szklankę (pojedyncze uderzenie) i potem co pół godziny dodaje się kolejne. Skutkiem tego, o godzinie 16.00 znów wybija się osiem szklanek. O 16.30 znów jest jedna, i tak dalej.

Wybijanie szklanek pozostawało w ścisłej korelacji z podziałem wacht. Miało to tym większe znaczenie, że w epoce świetności żaglowców marynarze nie zawsze posiadali tytuł naukowy, skutkiem czego wyższa matematyka to niekoniecznie był ich resort. Ale do ośmiu doliczyć potrafił każdy, dzięki czemu wytrwanie na wachcie stawało się dla wszystkich łatwiejsze do zniesienia.

Warto jednak wiedzieć, że podczas wybijania szklanek zdarzają się pewne wyjątki.

 

Wyjątek 1: grunt to bunt

Brytyjczycy słyną z zamiłowania do tradycji, więc prawie niemożliwe wydaje się, żeby ktoś (i to oficer!) świadomie złamał uświęcony obyczaj wybijania szklanek. Taka historia zdarzyła się jednak naprawdę, a jej skutki utrzymują się w brytyjskiej Marynarce Wojennej po dziś dzień.

Rzecz miała miejsce w roku 1797, kiedy to marynarze jednego z królewskich okrętów przygotowywali bunt, a hasłem do jego rozpoczęcia miało być pięć szklanek, wybitych o 18.30. Na szczęście (albo na nieszczęście - zależy to od punktu widzenia), o tych niecnych planach dowiedział się jeden z oficerów i pragnąc pomieszać szyki buntownikom oraz zyskać nieco na czasie i ogólnej dezorganizacji, polecił, żeby zamiast pięciu szklanek, wybito tylko jedną. Bunt spalił zatem na panewce, a Brytyjczycy, jako swoiste memento, do dziś o 18.30 wybijają tylko jedną szklankę.

 

Wyjątek 2: „Little one-bell”

Inne odstępstwo od rytmu wybijania szklanek nosi intrygującą nazwę  „little one-bell” i w odróżnieniu od tego o 18.30, zainicjowane zostało „oddolnie” - czyli przez załogę, a nie przez oficerów. Otóż, o godzinie 20.00, zamiast planowanych ośmiu uderzeń, wybija się tylko jedną szklankę, i to cichą. Skąd taka anomalia?

Miało to ścisły związek z faktem, że dawne, wspaniałe żaglowce były wspaniałe tylko z daleka - bo z bliska widać było, że niestety, lekko, acz regularnie przeciekają. Tradycją więc było, że wodę należało równie regularnie usuwać, a wachty od 16.00 do 20.00 obejmowały niezbyt przyjemną procedurę pracy przy pompach zęzowych.

Na szczęście, rzeczone wachty były dwugodzinne; liczyły się od 16.00 do 18.00 oraz od 18.00 do 20.00, a nazywano je pierwszą i drugą psią wachtą. Na zakończenie znienawidzonej, uciążliwej pracy marynarze pragnęli zaakcentować fakt, że na dzisiaj mają już naprawdę dość, więc zamiast ośmiu uderzeń, wydawali tylko jedno. I to ciche, jakby resztki sił zostawili w zęzie.

 

Wyjątek 3: Sylwester

Przełom starego i nowego roku wszyscy lubimy obchodzić hucznie - a załogi statków nie stanowią tutaj żadnego wyjątku. A skoro już mamy na pokładzie całkiem donośny dzwon, warto by go użyć. Przyjęło się zatem, że 31 grudnia o 24.00 wybija się aż szesnaście szklanek.

Tradycyjnie, pierwszych osiem uderzeń powinien wykonać najstarszy wiekiem (a nie rangą) członek załogi. Natomiast kolejnych osiem wybić powinien najmłodszy, niezależnie od tego, czy jest zwykłym majtkiem, czy (co mało prawdopodobne) admirałem.

 

Drobne nieporozumienie

Jak już wiemy, samo pojęcie „szklanka” wywodzi się wprost od angielskiego słówka glass, oznaczającego szkło, szklankę, albo szklaną klepsydrę. Wydawać by się mogło, że wszystko jest tu proste oraz oczywiste i naprawdę nie da się wiele namieszać.

Nic bardziej mylnego. Często bowiem możemy spotkać się z interpretacją, mówiącą, że pojedyncze uderzenie w dzwon (np. takie o 12.30), to pół szklanki, a dopiero dwa uderzenia (czyli: bim-bom) to jest szklanka.

Prowadzi to do czysto akademickich rozważań na temat w połowie pełnych lub pustych naczyń oraz tego, czy może istnieć pół szklanki w sensie połowy klepsydry. Temat w sam raz na psią wachtę, albo długie nocne rodaków rozmowy.

Oczywiście, że przy szklance. Oczywiście, że herbaty.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi: szklanki, dzwon, zegar, wachta
TYP: a3
0 0
Komentarze