TYP: a1

Kaspijskie qui pro quo

piątek, 27 września 2019
Anna Ciężadło

Jak wiadomo, Morze Kaspijskie wcale nie jest morzem, tylko jeziorem. Istnieją jednak ludzie, którzy mają coraz większe wątpliwości co do statusu tego akwenu i usilnie dążą do zmiany tej nietypowej sytuacji.

Bynajmniej nie kieruje nimi troska o środowisko, ani też chęć ujednolicenia nazw geograficznych. O co zatem chodzi z Morzem, które morzem nie jest - i komu zależy, aby to zmienić?

Kiedy morze jest morzem?

Według cioci Wikipedii, morze to naturalny zbiornik wodny, będący częścią oceanu, chociaż oddzielony od pozostałych jego części za pomocą brzegów kontynentów, wysp, a w ostateczności - wzniesień dna.

 

Kluczowe jest jednak połączenie z oceanem, a nawet wszechoceanem. Mimo to, na mapach istnieją takie indywidua, jak Morze Martwe czy właśnie Kaspijskie, które – wbrew nazwie – morzami wcale nie są. Co nie znaczy, że nie mogłyby być. Przytoczona powyżej definicja jest przecież kwestią umowną, a umowę zawsze można zmienić. W jakim mianowicie celu?

 

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to... wiadomo, o co chodzi. O pieniądze. W tym konkretnym przypadku o bardzo, bardzo duże pieniądze, które przypadają pewnym krajom z tytułu eksploatacji pewnych złóż. A przecież mogłyby przypaść również innym.

 

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że nie chodzi tu o jakieś bananowe republiki, ale o największe kraje na naszej planecie, dysponujące nie tylko pokaźnymi zasobami gotówki, ale też bronią atomową. A chociaż nikt przy zdrowych zmysłach nigdy takiej broni nie użyje, dobrze jest wiedzieć, że inni wiedzą, że się ją ma. Tak na wszelki wypadek. Gdyby na przykład chciało się wywrzeć wpływ na upartych kartografów, czy coś...

 

Make life easier!

Morze Kaspijskie jest zatem jeziorem, co jednak nie zmienia faktu, że nazwa Morze już się przyjęła. Nie jest ona zresztą całkiem bezzasadna, bowiem zarówno obszar, jaki zajmuje ten akwen, jak i jego głębokość sugerują, że bardziej nadaje się na morze, niż na jezioro.

 

Przed 1991 rokiem, kiedy jeszcze istniał Związek Radziecki, problem uznania Morza Kaspijskiego za jezioro był czysto akademicki, bowiem dostęp do akwenu miały tylko dwa kraje: ZSRR oraz Iran; przy czym ZSRR był jakby ciut większy. W takim układzie wiadomo było, kto jest głównym graczem na scenie i kto ma prawo czerpać korzyści z dóbr, jakie w okolicy ukryła natura. Obecnie natomiast sytuacja się skomplikowała, bo dostęp do Morza Kaspijskiego mają: Iran, Kazachstan, Turkmenistan, Azerbejdżan, no i rzecz jasna, Rosja.

 

Czy nie byłoby zatem prościej, gdyby jezioro zwane Morzem awansowało i zostało uznane za morze? Z taką właśnie propozycją wystąpiły kilka lat temu Stany Zjednoczone. Ale chwila, przecież Morze Kaspijskie nie leży w Ameryce, tylko na styku Europy i Azji. Co zatem kieruje Amerykanami, że wykazali nagłą chęć do upraszczania świata? I dlaczego poparło je kilka państw nadkaspijskich, ale nie Rosja?

 

Czarne złoto

Okazuje się, że Morze Kaspijskie pełne jest nie tylko wody, bowiem pod jego dnem zlokalizowano gigantyczne zasoby ropy naftowej. I zaznaczmy, że słowo gigantyczne nie jest w tym przypadku żadną przesadą: szacuje się, że w rejonie Morza Kaspijskiego znajduje się ponad 60 miliardów ton ropy. To dwa razy więcej, niż posiada Arabia Saudyjska.

 

Iran, Kazachstan, Azerbejdżan oraz Turkmenistan korzystają z tych dobrodziejstw, zaś ich gospodarki w dużej mierze opierają się o eksport czarnego złota, jak zwykło się nazywać ropę.

Nic w tym dziwnego – zgodnie z międzynarodowym prawem, dopóki Morze Kaspijskie pozostaje jeziorem, prawo do eksploatacji ulokowanych w nim złóż mają państwa położone na jego wybrzeżach, zaś inne kraje mogą co najwyżej obejść się smakiem. A gdyby tak sytuacja się zmieniła?

 

Gdyby Morze było morzem

Gdyby międzynarodowa społeczność przyjęła postulat USA, wówczas kraje leżące nad Morzem Kaspijskim mogłyby ubiegać się o wyznaczenie wyłącznej strefy ekonomicznej o długości 12 mil morskich od brzegu. Rzecz jasna, w obszarze swojej linii brzegowej. A co z pozostałą częścią całkiem sporego przecież akwenu?

 

No i tu docieramy do tak zwanego sedna: gdyby Morze Kaspijskie było morzem, to w odległości większej, niż 12 mil morskich, rozpoczynałyby się wody międzynarodowe. I każdy kraj (na przykład USA) miałby prawo eksploatacji ropy w tym rejonie.

 

Oczywiście, Rosja nie ma zamiaru dopuścić do tak mało korzystnego dla siebie przebiegu spraw, bo to istotnie godziłoby w jej interesy. Na razie żadnych oficjalnych ruchów nie wykonano, jednakże Rosjanie wiedzą, że Wuj Sam lubi wprowadzać amerykański styl życia  w miejsca, gdzie co prawda wcześniej go nie było, ale miło, jakby się pojawił. A przecież dużo fajniej jest być największym (i w sumie jedynym) bossem w piaskownicy, prawda?

 

Jak to się skończy?

Mając to wszystko na uwadze, Rosjanie zadbali, by amerykańscy żołnierze nie kręcili się w okolicy bez potrzeby. W tym celu postarali się, by w sierpniu ubiegłego roku kraje położone nad Morzem Kaspijskim podpisały Konwencję ws. statusu prawnego tego zbiornika. Zakłada ona, że tylko państwa położone nad Morzem Kaspijskim mają prawo wysyłać nań swoje jednostki, zaś obecność obcych wojsk jest niedozwolona. Konwencja porusza jeszcze kilka innych zagadnień, ale to jest zdecydowanie najistotniejsze.

 

Rosjanie wiedzą zresztą najlepiej, że tajemnicze zielone ludziki potrafią wiele zdziałać w kwestii poprawiania geografii. W końcu przerabiali to już przy okazji Krymu. Mimo to, USA nie mają zamiaru rezygnować i kontynuują naciski, a przy okazji na swoich mapach uparcie nazywają Morze Kaspijskie morzem, a nie jeziorem.

Która z opcji wygra? Czy Morze naprawdę stanie się morzem i jaki będzie to miało wpływ na ceny paliw na stacjach benzynowych? Sami jesteśmy ciekawi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi: Morze Kaspijskie, zbiornik
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 4 December