Takie zdanie wyraził Donald Tusk. Z czego wynika jego optymizm i czy program wreszcie doczeka się realizacji (albo chociaż konkretnych posunięć?). Być może tak – tym bardziej że, jak dodał premier, odpowiedzialność za zakup okrętów podwodnych weźmie na siebie rząd, a nie MON.
Co to za różnica?
Fakt, że to rząd zobowiązał się do zakupu kilku pokrętów podwodnych, może znacząco przyspieszyć realizację projektu Orka. Co więcej, ze słów Donalda Tuska można wywnioskować, że coś już się dzieje; jak powiedział premier „obecnie rząd ocenia zagraniczne oferty, jakie spłynęły w tej sprawie”. Co więcej – ocenia je wysoko, przynajmniej w zdecydowanej większości.
Umowa dotycząca zakupu konkretnych jednostek będzie mieć charakter międzyrządowy, a to zupełnie inna skala, niż tradycyjna ścieżka nabywania sprzętu wojskowego. Krótko mówiąc: miejsce kontraktu pomiędzy producentem okrętów a MON zajmie porozumienie rząd polski-rząd kraju, z którego pochodzi producent. To zupełnie inna liga, inna powaga
Kto jest brany pod uwagę?
Jak poinformował premier, na razie oferty spłynęły od producentów z:
Jak już wiemy, polscy specjaliści większość z tych propozycji oceniają wysoko – ale niektóre jeszcze wyżej. Wśród najlepszych kandydatur wymienia się obecnie niemiecką stocznię ThyssenKrupp Marine Systems, włoską Fincantieri oraz szwedzkiego Saaba.
Na razie podano oficjalnie, ile okrętów podwodnych planuje zakupić polski rząd, ale zdaniem analityków najbardziej prawdopodobna wersja ot trzy jednostki. Premier Tusk mówił o zakupach tych jednostek jeszcze w czerwcu, podkreślając, że będzie to transakcja przemyślana i wolna od jakiegokolwiek lobbingu czy presji. Co do lobbystów – tu można się zgodzić, ale biorąc pod uwagę sytuację międzynarodową, trudno mówić o dystansowaniu się od presji. Potrzeby chwili są, jakie są – oby przeciągający się w nieskończoność program Orka doczekał się w końcu realizacji.
Tagi: okręty, podwodne, Orka, Tusk, MON, zakup