TYP: a1

Dziewczyna w każdym porcie - czyli jak to jest z tą wiernością ludzi morza...

czwartek, 14 lipca 2016
Monika Frenkiel
Wierność nie jest domeną ludzi morza. Nie od parady mówi się o „dziewczynie w każdym porcie”, a sami żeglarze wyśpiewują o „hiszpańskich dziewczynach” czy innych małych Lilly czy Kitty. Czy rzeczywiście jest to zawód sprzyjający swobodzie seksualnej ? A może to tylko legenda, coś jak złowiony szczupak rosnący w miarę kolejnych opowieści?


Wierna jak Penelopa

„Rzecz nielekka/Żądać, Kirko, miłości ode mnie, od człeka, któremuś przemieniła druhów w nierogate,
A teraz mnie samego wabisz w tę komnatę/Do łożnicy, ażebym bezbronny, w pieszczotach
Zbył dzielności, zapomniał o rycerskich cnotach./Do łożnicy mnie żadną nie wciągniesz potęgą;
Nie dam ci się, bogini! Póki pod przysięgą/Nie zaręczysz, że nic mię złego tu nie czeka.
Rzekłem, a ona przysiąg żądanych nie zwleka... /I kiedy uroczyste śluby bogom czyni,
Wtedy wszedłem w wspaniałą łożnicę bogini.” - Odyseja




On się bujał to tu, to tam przez 10 lat, a ona czekała, odsyłając kolejnych zalotników. Mowa o najsłynniejszej z wiernych żon, Penelopie, i jej mężu, słynnym żeglarzu i wojowniku, Odyseuszu. On co prawda po powrocie twierdził, że było ciężko, ścigały go Polifemy, Posejdon miał mu za złe i ledwo uciekł przed syrenami, no i dotrzymał małżonce wierności. Nie wiemy jak z syrenami, ale z tą wiernością trochę jednak przekombinował. O czym świadczy pamiątka w postaci syna, Telegonosa, spłodzonego z uroczą czarodziejką Kirke.


De Wallen, Amsterdam


Odyseusz to, co prawda tylko mit, ale upodobanie marynarzy do damskiego towarzystwa tajemnicą nie jest. Jednak z upodobaniem dam bywało już gorzej, chyba, że urok osobisty poparty był brzęczącym argumentem. To właśnie marynarze (oraz żołnierze) stanowili główną grupę docelową cór Koryntu, Dorotek czy jak jeszcze nazywano prostytutki. Dowodem na to są dzielnice „czerwonych latarni”, z których najsłynniejsze powstawały właśnie w miastach portowych. Na przykład legendarna De Wallen w Amsterdamie (wciąż funkcjonuje, choć raczej w formie turystycznej ciekawostki), ST. Pauli w Hamburgu czy spektakularna, choć już nieistniejąca Bousbir w Casablance. To tam marynarze, po wielu miesiącach ciężkich rejsów mogli wydać swoje ciężko zarobione pieniądze na kufelek czegoś mocniejszego i pozbycie się nadmiaru testosteronu. Nie należy się zresztą dziwić – pozbawieni przez dłuższy czas damskiego towarzystwa marynarze byli podatni na pokusy, zwłaszcza ze stron egzotycznych piękności.

Niestety skutki swobody seksualnej marynarzy były opłakane i bynajmniej nie chodzi o złamane serca wiernych małżonek. To żeglarze właśnie odpowiedzialni są za przywleczenie do Europy kiły… A dokładniej hiszpańscy marynarze Kolumba, którzy nie mogli oprzeć się urokowi mieszkanek nowo odkrytego kontynentu.

Satelity sprzyjają wierności

„I smak waszych ust, Hiszpańskie Dziewczyny/W noc ciemną i złą nam będzie się śnił./Leniwie popłyną znów rejsu godziny/Wspomnienie ust waszych przysporzy nam sił” – „Hiszpańskie dziewczyny”, Zbyszek Murawski i goście


W ograniczeniu chorób wenerycznych pomogły dwa wynalazki - penicylina i lateksowe prezerwatywy


Opinia sprzed kilku wieków wciąż ciągnie się za marynarzami. Nieszczęsna, która zastanawia się nad poślubieniem marynarza może liczyć na mrożące krew w żyłach historie o zdradach od wszystkich „ciotek dobrych rad”, przyjaciółek i przyjaciółek przyjaciółek, które nie mając bladego pojęcia o pracy na morzu nie wiedzą, że wiek XX i XIX znacząco zmienił sytuację. Co prawda zmalał lęk przed tak powszechnymi wśród portowych dam chorobami wenerycznymi (dzięki użyciu penicyliny w ich leczeniu oraz wynalezieniu lateksowych prezerwatyw zapobiegających zakażeniu większością z nich), co mogło sprzyjać ogólnemu rozpasaniu, ale jednocześnie postęp techniczny i ekonomia powoli zaczęły być mało przyjazne portowym amorom.

Zmieniła się jakość pracy marynarza – statki pływają znacznie krócej niż kiedyś, więc i potrzeba kontaktu z płcią przeciwną nie jest tak dominująca. Nowoczesne środki łączności powodują, że w każdym momencie rejsu chłopak na pokładzie ma kontakt ze swoją rodziną. Telefony satelitarne, skype – to wszystko sprawia, że samotność nie jest już tak dotkliwa (znamy i takich, co co wieczór dzięki skype odrabiają z dziećmi lekcje). Po drugie, praca na statkach jest ciężka, do portów zawija się na krótko, wolnego ma się jak dobrze pójdzie zaledwie kilka godzin czasu. A i rampy przeładunkowe coraz częściej położone są z daleka od miasta a nawet właściwego portu. Pracownicy takich na przykład kontenerowców najzwyczajniej w świecie są zbyt zajęci i zmęczeni na szukanie rozrywek.

Oczywiście, jak ktoś bardzo chce, to pewnie znajdzie sposób, jednak korzystanie z płatnej miłości wiąże się z coraz większym ryzykiem. Nie chodzi tylko o AIDS – ale, jak mówią nam znajomi marynarze zawijający do portów afrykańskich, portowe dziewczyny zamiast obdarzać swoimi wdziękami, coraz chętniej dosypują delikwentom różnych rzeczy do kieliszka. Po czym człowiek budzi się po paru godzinach bez portfela i dokumentów.

Co ciekawe, o ile znające realia żony marynarzy mogą raczej spać spokojnie, o tyle sami panowie mogą przeżywać stres spowodowany zazdrością. To wszak małżonki zostają na brzegu i mają wiele okazji do samotnej (albo i nie) zabawy. Na wielu forach internetowych żon marynarzy spotkać się można z opinią, że dbające o spokój serc swoich wybranków panie na wszelki wypadek podczas ich nieobecności ograniczają życie towarzyskie. Wliczając w to np. wizyty domowe kuzynów płci męskiej. Wiadomo, czujni sąsiedzi zawsze są chętni do „otwarcia oczu” panu domu.



Kuszący żeglarze

Zapracowany marynarz to jedno a żeglarz, który sobie pływa dla rozrywki do zupełnie inna sprawa. Tym bardziej, że żeglarstwo kojarzy się z rozrywką elitarną i wymagającą posiadania grubego portfela. Jacht to obok fury podobno najlepszy afrodyzjak i jak mówi Piotr, zaprzyjaźniony z nami skiper, wciąż, gdy w porcie schodzi się z pokładu można liczyć na zafascynowane wielbicielki. A żeglarze – no, może nie ci, którzy płyną solo dookoła świata czy zdobywają Morze Rossa – skłonni są odbierania dowodów uwielbienia. A jak już ich nie ma, do korzystania z płatnych wdzięków, szczególnie w bardziej egzotycznych destynacjach (chociaż w Tajlandii podobno trzeba uważać na niespodzianki w temacie płci). Sprzyja temu wakacyjny nastrój (zjawisko wakacyjnego romansu niczym nowym nie jest), wszechobecny luz, alkohol i poczucie wyrwania się z codziennego kieratu.

Szczególnie pod tym względem spektakularne bywają imprezy integracyjne. To akurat nie jest niczym zaskakującym, bo ten rodzaj eventów również na lądzie cieszy się już niejaką sławą pod względem swobody obyczajów. Dodajmy do tego, że na takim rejsie załoga może być mieszana, a wspólna wachta zbliża, w przenośni i dosłownie.

Żarty żartami….

A podsumowując, podstawą w związku jest zaufanie i wzajemny szacunek. Jeżeli one są, najdłuższa nawet wyprawa nie zagrozi związkowi. A jeżeli nie… wtedy trzeba się bać nawet szybkiego skoku po papierosy.
Tagi: marynarz, żeglarz, port, De Wallen
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 29 marca

S/y "Stary" z załogą Śląskiego Yacht Clubu pod dowództwem Jacka Wacławskiego opłynął Przylądek Horn; w trakcie rejsu "Stary" m.in. odwiedził Stację im. Henryka Arctowskiego.
sobota, 29 marca 2003
S/y "Asterias" pod dowództwem kapitana Marka Sobieskiego opłynął Przylądek Horn.
wtorek, 29 marca 1988