TYP: a1

Polędwiczki wieprzowe z grzybami – podróż sentymentalna

sobota, 8 czerwca 2013
MZ

- Słuchajcie, przyjaciele. – rozpoczął Arkadiusz, po raz kolejny napełniając kieliszek czerwonym winem – Jak wiecie, gdy przekroczy się pewną liczbę lat, to coraz trudniej przypomnieć sobie, co było parę dni, miesięcy czy nawet parę lat wcześniej, natomiast z coraz większą jasnością postrzegamy i wspominamy to co wydarzyło się w młodości. Nie kryję, że i ze mną tak powoli się dzieje.


- Ja też zauważyłem, drogi Arkadiuszu, że masz luki w pamięci. – włączył się Maciej – Pragnę ci zatem przypomnieć, że jakiś tydzień temu obiecałeś, że na nasze spotkanie przyniesiesz dużą butelkę rumu, by zrobić prawdziwy marynarski grog, a tu widzę tylko wino!


- Jeśli o to chodzi, to pamiętałem – Arkadiusz sięgnął do przepastnej torby i na stole pojawiła się butelka trunku – muszę się jednak przyznać, że musiałem po nią wracać. No ale do rzeczy, coraz częściej myślałem o początkach moich przygód żeglarskich. Zasypiałem i widziałem Mazury, Solinę i inne miejsca, gdzie na przeciekających łódkach penetrowaliśmy wodne szlaki. Od chwili, gdy po raz pierwszy wyruszyłem na morze już na śródlądzie nie powróciłem. Adriatyk, Morze Śródziemne poznałem w każdym szczególe i do niedawna nie myślałem o tym, by skosztować tego dawnego, młodzieńczego żeglowania. Ale natrętne wspomnienia mnie nie opuszczały, szczególnie obrazy dziewcząt, które nam towarzyszyły, nie dawały spać, Boże jakie one były fantastyczne! Nie dziwicie się zatem, że gdy spotkałem przypadkiem mojego dawnego znajomego, który jak się okazało Mazurów nie opuścił, zmieniał jedynie jachtyi kobiety, na których i z którymi pływał, to chętnie dałem się namówić na wspólny rejs.


No i popłynęła opowieść o żegludze po mazurskich jeziorach, o pokonywaniu kanałów, halsowaniu, kładzeniu i stawiania masztu, o bindugach i nowo powstałych marinach. Nie zabrakło pikantnych szczegółów dotyczących relacji damsko-męskich. Podczas tej wędrówki Arkadiusz na nowo poznawał krainę Wielkich Jezior Mazurskich, tak obecnie odmienną od tego co zachował we wspomnieniach.


- Powiem wam drodzy koledzy – kończył Arkadiusz – była to naprawdę fantastyczna wyprawa. Jedno tylko mnie w końcu znużyło. Otóż mój kolega był nie tylko zacnym żeglarzem, ale również zapalonym wędkarzem, do tego wędkarzem był wybitnym. Praktycznie każde zarzucenie wędki zwieńczone było zdobyczą. I tak przez dwa tygodnie jedliśmy wyłącznie ryby. Nie mam nic przeciw nim, ryby bardzo lubię, tyle tylko, że te słodkowodne mają mnóstwo ości. Pół biedy kiedy dostarczał na stół pstrągi, czasem też trafiał się węgorz, to była prawdziwa uczta, ale kiedy łowił okonie, ukleje czy też szczupaki, to walka z ośćmi była męką. Na koniec rejsu przejąłem ster kambuza w swoje ręce i na „bal kapitański” przygotowałem polędwiczki wieprzowe z grzybami. Cóż, w mazurskich lasach grzyby się wyroiły, można je było praktycznie „kosić kosą”, o polędwiczki w rozlicznych sklepach też nie było trudno. Cała załoga z ulgą przyjęła zmianę jadłospisu.


Polędwiczki wieprzowe z grzybami

Grzyby kroimy na mniejsze kawałki, ale jednak spore. Na patelni podsmażamy cebulę drobno posiekaną, gdy się mocno zeszkli dodajemy grzyby, przyprawiamy solą i pieprzem, oraz dwoma ząbkami wyciśniętego czosnku. Gdy całość zmięknie, a grzyby nieco się zrumienią, odstawiamy. Na drugiej patelni podgrzewamy trochę oleju. Polędwiczkę, którą uprzednio marynowaliśmy w czosnku, odrobinie soli i oliwie podsmażamy ze wszystkich stron, gdy się zrumieni to na tę patelnię wrzucamy grzyby smażone z cebulą. Dodajemy odrobinę wody, przykrywamy i dusimy pod przykryciem przez około dwadzieścia minut, gdy potrzeba dolewamy trochę wody. Po tym czasie wyjmujemy polędwiczkę z patelni, kroimy w centymetrowe plasterki i ponownie wkładamy do sosu. Podsmażamy jeszcze kilka minut. Podajemy z ryżem na sypko i sałatą.
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 19 kwietnia

W Warszawie odbywa się prezentacja projektu udziału Jarosława Kaczorowskiego w regatach mini Transat.
środa, 19 kwietnia 2006
Henry de Voogt otrzymuje paszport na rejs z Vlissingen do Londynu "w małej, samotnej łodzi, zupełnie samodzielnie, jedynie z pomocą Opatrzności Bożej".
czwartek, 19 kwietnia 1601